Ta艅czycie sobie i dobrze si臋 bawicie. Do tej偶e zabawy do艂膮czy艂 Ash z kelnerk膮 – przekupi艂 j膮 z艂ot膮 koron膮. Kelnerka jest do艣膰 wysok膮 blondynk膮 z poka藕nym, acz nie do przesady, biustem. Rash obj膮艂 j膮 w p贸艂 i zacz膮艂 ta艅czy膰. Wyczuli艣cie oboje jak wst臋gi magii rozpalaj膮 si臋 nad waszym przyjacielem.
- No Jonas, poka偶 tej Pani co potrafisz – zach臋ci艂 Ci臋 jeszcze Ash 艣miej膮c si臋
Gdy muzycy przestali gra膰, Ash poca艂owa艂 kelnerk臋 w d艂o艅, wprawiaj膮c j膮 w za偶enowanie a偶 si臋 zaczerwieni艂a. Pu艣ci艂 jej jeszcze par臋 komplement贸w i zacz膮艂 i艣膰 do stolika. Nagle od stolika wsta艂, zataczaj膮c si臋, jeden z Sigmarit贸w z艂apa艂 kelnerk臋 za d艂o艅 i przyci膮gn膮艂 do siebie i rykn膮艂
- No muzykanci dajcie co艣 na ruszt i my sobie zata艅czymy go艂膮beczko – spojrza艂 si臋 na ni膮 lubie偶nie.
Kelnerka przestraszona jest i szuka wzrokiem pomocy u swojego szefa, i gdy ten mia艂 da膰 zna膰 ochroniarzom, pozostali dwa Sigmarici wstali i zrobili gest wyj臋cia mieczy z pochwy. Barman miotany emocjami jednak odpu艣ci艂, chyba karczma dro偶sza mu od pracownicy. Rash nie wiele my艣l膮c zawr贸ci艂 w wasz膮 stron臋 i idzie powoli g艂upio si臋 艣miej膮c,
Zir raz ju偶 widzia艂e艣 taki u艣miech i do dzi艣 masz koszmary…
Vendom
Emma spojrza艂a na Ciebie, jakby ze strachem gdy oderwa艂e艣 jej r臋k臋 od policzka, lecz szybko opanowa艂a si臋 i powiedzia艂a patrz膮c Ci prosto w oczy:
- Dowiedzia艂am si臋 偶e przyb臋dziesz do miasta, i zastanawia艂am si臋 – tu zrobi艂a pauz臋 – czy spotka膰 si臋 z Tob膮. Mi te偶 nie jest 艂atwo, ale musz臋 z Tob膮 porozmawia膰. Hubert – bo tak m臋偶czyzna z kt贸rym zamieszka艂a mia艂 na imi臋 – o艣wiadczy艂 mi si臋. Ma ma艂膮 stadnin臋 koni za miastem, i chce za艂o偶y膰 ze mn膮 rodzin臋, lecz nim mu odpowiem chc臋 wiedzie膰. CO DO MNIE CZUJESZ VENDOMIE ?
Gdy zada艂a Ci to pytanie, poczu艂e艣 si臋 s艂abo jakby grom Ci臋 uderzy艂. Przez chwil臋 wznosi艂e艣 si臋 w powietrzu i dostrzeg艂e艣 dwie sroki siedz膮ce na ga艂臋zi, ale jedna z nich odwr贸ci艂a si臋 od tej drugiej i odlecia艂a. Ta kt贸r膮 opuszczono, a wyczu艂e艣 od niej smutek i 偶al, odlecia艂a w przeciwnym kierunku lecz nagle z nieba spad艂 na ni膮 jastrz膮b i j膮 porwa艂.
A ty sta艂e艣 ju偶 naprzeciwko Emmy, kt贸ra trz臋s艂a si臋 z zimna i ch艂odu. Deszcz zacz膮艂 pada膰 na was, a po waszych twarzach zacz臋艂y sp艂ywa膰 krople wody. Ona patrzy na Ciebie, jakby b艂agalnie, i czeka na odpowied藕. Cho膰 nie wiesz co to by艂o przed chwil膮, to masz wra偶enie 偶e odpowied藕 jakiej szuka艂e艣 ca艂e 偶ycie….
Harab
Wywlok艂e艣 m艂odzika z sali balowej a nast臋pnej bardzo dyskretnie opu艣cili艣cie pa艂ac. W ko艅cu zafundowa艂e艣 m艂odemu zimne „przebudzenie” a ten od razu pu艣ci艂 pawia na ziemi臋. Gdy ju偶 przesta艂 rzyga膰 powiedzia艂:
- Jestem Adam Fricks, ucze艅 drugiego roku – ledwo trzyma si臋 na nogach – moim Mistrzem od jutra mia艂 zosta膰 Harab – znowu pu艣ci艂 pawia na gleb臋 – Seradel
Gdy to powiedzia艂 o ma艂o nie pad艂e艣 z wra偶enia. Postanowi艂e艣 jutro zafundowa膰 m艂odemu ma艂膮 rozrywk臋 ale teraz najwa偶niejsze by Patriarcha si臋 nie dowiedzia艂 a co wa偶niejsze nie zauwa偶y艂 g贸wniarza w tym stanie. Ruszy艂e艣 „taszcz膮c” m艂odzie艅ca przez Altdorf a偶 w ko艅cu dotarli艣cie do Budynku Kolegium. Wykuty z ciemnego kamienia i bogato zdobiony jak zwykle cechuje si臋 cisz膮 i tym „martwym” spokojem. Przekroczyli艣cie wej艣cie do Kolegium i pod膮偶yli艣cie spiralnymi klatkami schodowymi. Po paru minutach ucze艅 wyja艣ni艂 Ci gdzie 艣pi i zaprowadzi艂e艣 go do jego komnaty, lecz nie po艂o偶y艂e艣 na 艂贸偶ku tylko na zimnej marmurowej pod艂odze. Zamkn膮艂e艣 po cichu drzwi. Pytanie teraz wr贸ci膰 na przyj臋cie czy pod膮偶y膰 do swego pokoju….
Ambrosius
Mistrz Harab wyprowadzi艂 do艣膰 dyskretnie, cho膰 na ile to przekonacie si臋 zapewne rankiem. Kobieta kt贸r膮 m艂ody adept zaczepia艂 nazywa si臋 Luisa, i tylko podzi臋kowa艂a za pomoc. Okaza艂a si臋 s艂u偶膮c膮 na balu, i twoje przeprosiny wprawi艂y j膮 w zak艂opotanie. Gdy ju偶 zrobi艂a si臋 czerwona, no wiesz nie cz臋sto zdarza si臋 偶e mag ratuje zwyk艂膮 s艂u偶k臋 z opresji.
- Panie to mo偶e wina albo piwa podam ? – wyduka艂a wodz膮c wzrokiem po pod艂odze…
Nim zd膮偶y艂e艣 co艣 odpowiedzie膰, podszed艂 do was m艂ody – wygl膮da艂 na jakie艣 pi臋tna艣cie lat – ch艂opiec. Spojrza艂 na Ciebie swoimi szeroko otwartymi, szafirowymi oczami a jego m艂oda i pi臋kna twarz mia艂 taki ch艂odny i absolutnie oboj臋tny wyraz. Pokaza艂 palcem w stron臋 jakiej艣 kobiety, kt贸ra dziwnie nagle przylgn臋艂a do jakiego艣 m臋偶czyzny i rzek艂:
- Mistrzu Ambrosius, mia艂bym ogromn膮 pro艣b臋...
Ten ch艂opiec wydawa艂 Ci si臋 znajomy.. cho膰 nie mo偶esz przypomnie膰 sobie kim on jest.. On co艣 m贸wi do Ciebie dalej:
- Widzisz owa dama to Kap艂anka Erica, i ma drobne k艂opoty z doborem odpowiedniego towarzystwa. Zechcia艂 by艣 jej mo偶e pom贸c, gdy偶 obawiam si臋 偶e mo偶e doj艣膰 do niezr臋cznej sytuacji a oboje by艣my tego nie chcieli
A ju偶 wiesz…To Paul van Soleck – najs艂ynniejszy wieszcz Morra. Podobno sam w艂adca Tallebheim cz臋sto radzi si臋 go. I podobno bardzo szanuje sobie zdanie wieszcza.
Dostrzegasz jak kobieta zaczyna szarpa膰 si臋 z tym co przylgn臋艂a a jeszcze zbli偶a si臋 jaki艣 zalany w trupa szlachcina.
Erica
Przylgn臋艂a艣 do du偶ego i brodatego m臋偶czyzny, kt贸ry sta艂 przy stoliku i sobie nalewa艂 miodu do pucharka. M臋偶czyzna spojrza艂 na Ciebie i rzek艂:
- Ju偶 ja sprawi臋 偶e poczujesz si臋 lepiej – wali od niego r贸wnie mocno jak od tamtego.
I nim zd膮偶y艂a艣 zareagowa膰 on obj膮艂 Ci臋 w pasie i poca艂owa艂. Cho膰 pr贸bowa艂a艣 si臋 oswobodzi膰 m臋偶czyzna okaza艂 si臋 za silny i trzymaj膮c si臋 w pasie wepchn膮艂 w ko艅cu sw贸j j臋zor – zaraz si臋 porzygasz od tego fetoru – do twoich ust. Gdy go ugryz艂a艣 odepchn膮艂 Ci臋 od siebie. Spojrza艂 na Ciebie z gniewem i po偶膮daniem. Nagle us艂ysza艂a艣 za sob膮 be艂kotliwy g艂os
- Hej purchaweczko nie uciekaj mi tu. Ju偶 ja sprawi臋 偶e nie b臋dziesz taka ch艂odna, a po nocy ze mn膮 poczujesz prawdziwy 偶ar mi艂o艣ci – o zbli偶a si臋 tw贸j kolejny adorator
Stoisz tak i nie za bardzo masz jak uciec. A m臋偶czy藕ni powoli wyliczaj膮 to jak si臋 z Tob膮 zabawi膮. Cholerny bal sobie my艣lisz, nie dziwota 偶e unikasz ludzi skoro wok贸艂 takie chamy i prostaki.
Wilkomir
Damy zacz臋艂y m贸wi膰 偶e s膮 zm臋czone i w og贸le i 偶e najch臋tniej chcia艂y by uda膰 si臋 do swoich komnat. Czujesz jak d艂onie obu Pa艅 siedz膮cych po bokach coraz zmys艂owej pieszcz膮 twoje uda i krocze. A jednocze艣nie widzisz strach w oczach Hrabiny, kt贸ra w ko艅cu odezwa艂a si臋 r贸wnocze艣nie z Markiz膮 De Saint-Claire i De Gustowne.
- Czy ja艣nie Pan Wilkomir podarowa艂 by mi taniec ? – rzek艂a skromnie.
- Czy mo偶e Pan Wilkomirze by nas do komnat odprowadzi艂, chyba 偶e woli Pan zosta膰 to Pan Antoni nas z pewno艣ci膮 odprowadzi ? – zada艂y obie Markizy pytanie, cho膰 mo偶na by艂o wyczu膰 ironi臋 i jadowito艣膰 tej wypowiedzi.
Czas podj膮膰 jak膮艣 decyzj臋. Je偶eli p贸jdzie odprowadzi膰 Panie zapewne czeka Ci臋 upojna noc, lecz zrazisz a nawet wi臋cej Hrabin臋 do siebie. Lecz je艣li zostaniesz wiesz 偶e z upojnej nocy nici, gdy偶 Antoni zajmie si臋 oboma Paniami.
Widzisz 偶e Siergiej i Markiza La Faointane maj膮 si臋 ku sobie, czego ju偶 nawet nie ukrywaj膮 ostentacyjnie ca艂uj膮c si臋 i pieszcz膮c si臋 nawzajem. Jeszcze tego brakuje by j膮 przelecia艂 na tym stole. R臋ce za艂ama膰….
Elizabeth
Wyszli艣cie na dw贸r. Deszcz zacz膮艂 pada膰 troch臋 mocniej, a jako 偶e mia艂a艣 na sobie tylko sukni臋 m臋偶czyzna zdj膮艂 p艂aszcz i przykry艂 Ci臋 nim
- Linoge, nazywam si臋 Linoge. Mi艂o Ci臋 pozna膰 Lizzy – u艣miechn膮艂 si臋 chyba po raz pierwszy
- Powiedz mi Lizzie czym si臋 na co dzie艅 zajmujesz. Szlachciank膮 nie jeste艣, masz za mocn膮 g艂ow臋 a poza tym 偶aden gach si臋 nie kr臋ci ko艂o Ciebie – tu Ci臋 zaskoczy艂, czy偶by Ci臋 obserwowa艂 od pocz膮tku ? – wi臋c wnioskuje 偶e przysz艂a艣 sama lub ze znajomymi. Nie jest Ci mo偶e za zimno, mo偶e zmienimy klimat na jaki艣 spokojniejszy ?
M臋偶czyzna jest bardzo prosty w wys艂awianiu, gdy zdj膮艂 p艂aszcz dostrzeg艂a艣 jak na jego umi臋艣nionych ramionach widniej膮 r贸偶ne blizny charakterystyczne dla ci臋cia miecza. Czujesz si臋 troch臋 nieswojo przy nim, gdy偶 m臋偶czyzna roztacza wok贸艂 siebie dziwn膮 aur臋 – aur臋 niepewno艣ci. W dodatku jest bardzo bezpo艣redni, a w dodatku zadaje pytania bardzo bezpo艣rednie. _________________ #sesja Miasto: Dante Cavenaghi
#sesja Wichry P贸艂nocy: Kain
Kobiet potrafi膮cych s艂u偶y膰 za materac jest wiele na tym naszym nie najweselszym ze 艣wiat贸w. Ale znalezienie dowcipnie czy roztropnie gadaj膮cego materaca nie jest ju偶 takie proste
Jak膮偶 trzeba mie膰 czelno艣膰 偶eby ob艂apywa膰 s艂u偶k臋 Morra.
Bez s艂owa ide w tamtym kierunku. Jestem sam a oni sa pijani lecz czuje sie pewnie. Mam na sobie szaty kolegialne wiec nawet nietrze藕wi rozpoznaja moja osobe - niewielu chce zadziera膰 z 'nekromant膮'.
Zatrzymuje sie dopiero kiedy b臋de na odleg艂o艣膰 ramienia od osobnik贸w. M贸wie g艂osem zimnym jak l贸d lecz niewiarygodnie spokojnym:
-Obawiam si臋 偶e nie mo偶ecie zrealizowa膰 swych plan贸w panowie. Obecna tu Pani jest pod moj膮 protekcj膮 i nie moge pozwoli膰 wam na tego typu zachowanie. Id藕cie precz. _________________ Lily et Pique: Orderic du Limont
< stoj臋 na ma deszczu, szczelniej otulaj膮c si臋 p艂aszczem>
- Gacha na razie mi nie trzeba. - u艣miecham si臋 blado - Zreszt膮, ma艂o kt贸ry da艂by rad臋 ze mn膮 偶y膰. Zajmuj臋 si臋 czym艣 czym i ty prawdopodobnie si臋 parasz, Linoge. Jestem pewnego rodzaju wojowniczk膮. -kr臋c臋 z politowaniem g艂ow膮 - Na bog贸w, i to ma by膰 szlachta? W pod艂ych karczmach w zapad艂ych wydupiach wsioki zachowuj膮 si臋 lepiej... Szlag jasny i prosty by ich trafi艂. - odwracam si臋 w stron臋 ogrodu - Czasem marz臋 by rzuci膰 to wszystko do demon贸w i znale藕膰 sobie jakiego艣 uczciwego ch艂opa, kowala albo co i urodzi膰 mu tr贸jk臋 rumianych kowal膮tek. - upijam 艂yk z kieliszka - Ale potem u艣wiadamiam sobie, 偶e szybko bym si臋 znudzi艂a. Znam tu zajebist膮 knajp臋. Kucharz dor贸wnuje elfowi ze 呕niwiarskiej G臋si, alkohole nawet z Alhamry. Pokoje, a co ja ci b臋d臋 m贸wi膰, sam zobaczysz... No, chyba, 偶e nie chcesz... - U艣miecham si臋 przebiegle. Wyci膮gam r臋k臋 w stron臋 Linoge'a - To jak? Idziemy? _________________ Id膮c w g贸r臋 bacz by艣 nie sika艂 na tych, co ni偶ej od ciebie. Albowiem gdy spada膰 b臋dziesz sra膰 na ciebie b臋d膮...
#Wojna Mag贸w-> Elizabeth Morgan
Ja, Vendom, uchodz臋 za cz艂eka odwa偶nego, a teraz czuj臋 w sobie l臋k, kt贸rego nie jestem w stanie opisa膰. 呕adna zagadka czy zadanie nie zada艂a mi takiego trudnego zadania, a rozwi膮zanie trzeba poda膰 odrazu...
M贸g艂bym zacz膮膰 filozofowa膰, rozmy艣la膰 i tworzy膰 nie potrzebne zdania.
- Przecie偶 doskonale wiesz co do ciebie czuje... - Powiedzia艂em ze spuszczon膮 g艂ow膮 w d贸艂. - Wiesz o tym od dobrych paru lat... Ja... Ja tylko nie potrafi臋 o tym pi臋knie opowiada膰, ale... Co ja mog臋 Ci da膰?
I zaczyna si臋. Zn贸w plote g艂upoty.
- Przecie偶 ja ci膮gle jestem w ruchu i... - Westchn膮艂em i zn贸w spu艣ci艂em g艂ow臋 do do艂u. Zacz膮艂em lekko dr偶e膰. Czy偶by by艂o a偶 tak zimno? - Ja ci臋 kocham...
Podnosz臋 g艂ow臋 i spogl膮dam na Emm臋 jak zbity pies. To nie ja, dumny i odwa偶ny, teraz jestem jak ma艂y kamie艅, kt贸ry mo偶na kopn膮膰, a on bezradnie potoczy si臋 dalej. _________________ #Sesja Przyjaciel czy wr贸g? - Frank albo Fred
- Cokolwiek si臋 teraz stanie... nie mieszaj si臋...
<`Ty te偶 si臋 nie mieszaj... czemu ja ciebie pu艣ci艂em. Zamknij si臋 Jonas i nie panikuj... m贸w jak to wygl膮da. Trzech, pijani, skupiaj膮 przy sobie Chamon, wi臋c maj膮 na sobie przynajmniej kolcze. Siedem krok贸w do pierwszego, a pozostali przy stoliku dziesi臋膰 metr贸w dalej... powstrzymajmy najpierw Rasha`> _________________ #Przyjaciel czy Wr贸g => Alex Zir, cz艂owiek, magister alchemik.
#Przekle艅stwo Wzg贸rz Hager => Brokk Imrakson, krasnolud
#Sylvania - Ziemia Przekl臋tych => Gerhard, cz艂owiek
#Lily et Pique - Blaise Cillianmour, szlachcic
<Ta艅cz膮c z Jonasem z wypiekami na policzkach zapominam o ca艂ym 艣wiecie. Tak dobrze to nie bawi艂am si臋 od wielu lat, a ju偶 na pewno dawno tak si臋 nie 艣mia艂am. Szeptam Zirowi do ucha gdy muzyka gra troch臋 wolniej.>
-Mo偶esz do mnie m贸wi膰 Idril bez najmniejszego skr臋powania. <Mrugam do niego "konspiracyjnie" i si臋 u艣miecham ta艅cz膮c dalej.Gdy muzyka cichnie robi臋 jeszcze ostatni obr贸t potykaj膮c si臋 troch臋 o fa艂dy sukni i lekko si臋 sk艂aniam Zirowi.>
-Dzi臋kuje za przecudowny taniec Jonasie.
<W tym momencie niestety rycerze psuj膮 ca艂y nastr贸j..."Puste 艂by..."Gdy Jonas mnie przyci膮ga r贸wnie偶 do niego szepcz臋 na ucho.>
-Dobrze...ale uwa偶aj na siebie. W tych rycerskich g艂owach nie zago艣ci艂a nigdy krztyna my艣l...
<Daj臋 mu buziaka w policzek i usuwam si臋 do naszego stolika tak by nie zawadza膰 Panom.Zdecydowanie nie chc臋 pa艣膰 ofiar膮 ciosu kt贸rejkolwiek ze stron.> _________________ Poeta to kto艣, kto pragnie w jasny dzie艅 pokaza膰 艣wiat艂o ksi臋偶yca
Moje palce zaczynaj膮 nerwowo drga膰, a jedna z powiek na moment si臋 zamyka.
- Zatrzymaj Rasha Jonas - wypowiadam te s艂owa cicho i troch臋 gard艂owo
<`Nie pr贸buj przejmowa膰 nade mn膮 kontroli... nie w takiej sytuacji Jonas. Nie powstrzymasz tego temperamentu. Po prostu zminimalizujmy straty. Niech b臋dzie...`>
Zerkam na przewieszony na krze艣le p艂aszcz ze wszystkimi sk艂adnikami do czar贸w.
<`Nie ma czasu`>
- Tylko bez szale艅stw Rash... 艂agodnie.
Wykonuj臋 w powietrzu gest jakbym co艣 艂apa艂 i odwracam si臋 w stron臋 rycerzy. Gdy ju偶 trzymam w r臋ku p臋k z艂otych wst臋g zaczynam je splata膰. Wpierw z dw贸ch wst臋g tworz臋 baz臋 wzoru logicznego przemiany materii (kontrola metali). Nast臋pnie wykorzystuj膮c kolejn膮 wst臋g臋 okre艣lam natur臋 chemiczn膮 przemiany (zwi臋kszenie g臋sto艣ci i ci臋偶aru). Czwart膮 wst臋g膮 okre艣lam kierunek dzia艂ania czaru (zbroja wojak贸w). Posy艂am p艂ynnym ruchem wz贸r w powietrze...
- Vid ditra ro! _________________ #Przyjaciel czy Wr贸g => Alex Zir, cz艂owiek, magister alchemik.
#Przekle艅stwo Wzg贸rz Hager => Brokk Imrakson, krasnolud
#Sylvania - Ziemia Przekl臋tych => Gerhard, cz艂owiek
#Lily et Pique - Blaise Cillianmour, szlachcic
-Co za czelno艣膰! 艁apy przy sobie! - Erica cudem wyrwa艂a si臋 z uchwytu, i uderzaj膮c otwart膮 d艂oni膮 "adoratora". W duchu przeklina艂a swoj膮 "pomys艂owo艣膰". Od razu mog艂a odej艣膰 od pierwszego.
Erica by艂a w beznadziejnej sytuacji. Chocia偶 r贸wnie dobrze mog艂a kopn膮膰 pijanych waszmo艣ci贸w tak, 偶e jaja by im z podziwu urwa艂o, ale stara艂a si臋 to wykona膰 "pokojowo". O ile tak mo偶na nazwa膰 ten incydent, za pokojow膮 pr贸b臋 wyj艣cia z problem贸w. Czary nie wchodzi艂y w gr臋. Na szcz臋艣cie zjawi艂 si臋 kto艣, komu najwyra藕niej przeszkadza艂o zachowanie obydwu pan贸w.
Dziewczyna odetchn臋艂a z ulg膮, odsun臋艂a si臋 troch臋 od pan贸w, podesz艂a bli偶ej do maga. Ku jej zdziwieniu by艂 nim cz艂onek kolegium ametystu. Mimo, i偶 by艂a to organizacja podobna do zakonu, to panowa艂y tam troch臋 inne zasady. Celem zakonu by艂a s艂u偶ba Bogu, a celem kolegium, manipulowanie magi膮, dlatego niekt贸rzy cz艂onkowie si臋 nie lubili z tego powodu. Erica tak偶e mia艂a pewne obiekcje, ale lepsze to, ni偶 nic. _________________ #Sesja Wojna Mag贸w - Erica Reichert
Indris odsun臋艂a艣 si臋 a Zir wypu艣ci艂 wst臋gi Chamon w wojak贸w. Dw贸ch z nich ugi臋艂o si臋 pod ci臋偶arem ich w艂asnych broni i wygl膮daj膮 jak 偶贸艂w co zosta艂 przewr贸cony na skorup臋..
Jednak ten kt贸ry trzyma艂 za r臋k臋 kelnerk臋 tylko g艂upio si臋 za艣mia艂, chyba jego zbroja jest umagiczniona. Lecz nim zdo艂ali艣cie co艣 powiedzie膰 Rash wyrzuci艂 z siebie dwa s艂owa:
- Fernis eretus
I dwie wst臋gi ognia uderzy艂y w niego z tak膮 si艂膮 偶e przelecia艂 na przeciwleg艂y koniec sali. Uderzenie z艂ama艂o jaki艣 st贸艂 w p贸艂, a rycerz wyci膮gn膮艂 miecz i d藕wign膮艂 si臋 z kolan. Spojrza艂 na was i ruszy艂 ku wam m贸wi膮c:
- Zap艂acicie mi za ta zniewag臋, nikt nie b臋dzie obra偶a艂 przeora Zakonu Gorej膮cego M艂ota – rzek艂 sycz膮c przez z臋by
Jednak nim zrobi艂 dwa kroki, zza jego plec贸w wyr贸s艂 barman kt贸ry grzmotn膮艂 go dwa razy pa艂k膮 po g艂owie tak 偶e rycerz pad艂 nieprzytomny. Rash podbieg艂 szybko do kelnerki i przytuli艂 m贸wi膮c
- Wszystko ju偶 dobrze
Po chwili ca艂a sytuacja si臋 unormowa艂a a wy dostali艣cie swoje zam贸wienia na st贸艂. Rash z boku rozmawia艂 jeszcze z kelnerk膮 a twoi bracia Idril, z coraz wi臋kszym niesmakiem patrz膮 jak kokietujesz Jonasa. Jonas chyba wpad艂e艣 w oko tej ma艂ej, ale widzisz 偶e jak zrobisz co艣 nie tak to bracia piromanci zrobi膮 z ciebie piecze艅 na szybko. Idril gdy na chwil臋 odwr贸ci艂a艣 wzrok ku Rashowi, zobaczy艂a艣 jak ca艂uje j膮 w policzek by potem podej艣膰 do barmana i co艣 z nim chwil臋 ustali膰. Kelnerka sta艂a przy tej rozmowie, ju偶 u艣miechni臋ta i spokojna.
W ko艅cu Rash wr贸ci艂 do was i u艣miechni臋ty rzek艂:
- Mo偶emy tu tak d艂ugo zosta膰 jak chcemy, a za wszystko ju偶 zosta艂o zap艂acone. Jonas a ty nast臋pnym razem nie powstrzymuj mnie – rzek艂 gniewnie, jego natura znowu daje o sobie zna膰.
Vendom
Emma gdy tylko wypowiedzia艂e艣 te s艂owa rzuci艂a Ci si臋 na szyj臋. I szepn臋艂a:
- Ja Ciebie te偶 kocham g艂uptasie. Wiem kim jeste艣, wiem jakie 偶ycie prowadzisz, ale chc臋 by膰 z Tob膮 tak d艂ugo jak b臋dziesz chcia艂 by膰 ze mn膮. Mog臋 czeka膰, cho膰 wiem 偶e to ci臋偶kie b臋dzie, i gdy wr贸cisz przywitam Ci臋 z u艣miechem na ustach. Nie b贸j si臋, nic poza twoim uczuciem nie chc臋 – u艣miechn臋艂a si臋, znowu wygl膮da jak anio艂
Wisi tak na twoich ramionach, i sam zorientowa艂e艣 si臋 nagle 偶e i twoje r臋ce j膮 obejmuj膮. Deszcz pada coraz bardziej, i czujesz jak jej cia艂o dr偶y z zimna. Wypada艂o by si臋 gdzie艣 ogrza膰…
- Chod藕my gdzie艣 gdzie jest ciep艂o – powiedzia艂a to i wtuli艂a si臋 w Ciebie
Wilkomir
Antoni zosta艂, a Siergiej gdzie艣 polaz艂 ze swoj膮 wybrank膮. Odchodz膮c ze sto艂u zobaczy艂e艣 jak Hrabina opuszcza „pokonana” g艂ow臋. W艂a艣nie jej pokaza艂e艣 z czego jeste艣 ulepiony - z lodu. Cho膰 mo偶e nie wiele Ci臋 to interesuje, to wiesz o tym. Uda艂e艣 si臋 z dwoma Markizami, by je „odprowadzi膰” do ich komnat, gdy przed wej艣ciem zaczepi艂 Ci臋 Zaremba:
- Mo艣ci Wilkomierze pozw贸l na s艂贸wko. Panie wybacz膮, ale musze zamie膰 dos艂ownie dwa s艂owa – po tych s艂owach damy odesz艂y na dwa kroki i rzuci艂y
- Wilkomirze tylko po艣piesz si臋, bo si臋 jeszcze zgubimy – zachichota艂y
Zaremba spojrza艂 na Ciebie i powiedzia艂:
- Mo艣ci Panie, widz臋 偶e noc ciekaw膮 mie膰 b臋dziecie, ale prosz臋 z umiarem i 偶eby ca艂y pa艂ac nie s艂ysza艂 jak sobie dogadzacie – poklepa艂 Ci臋 po ramieniu i mrugn膮艂 okiem – A i rankiem prosz臋 si臋 stawi膰 u mnie w pokoju, trze藕wym. Tak o 9
Ruszy艂e艣 w ko艅cu w towarzystwie dw贸ch dam korytarzem. Min臋li艣cie jakie艣 pary nami臋tnie ca艂uj膮ce si臋, a偶 w ko艅cu o dziwo Markizy zaprowadzi艂y Ci臋 pod tw贸j pok贸j.
- Oh Marie to nie nasz pok贸j – rzek艂a Markiza De Gustowne. Widzisz ewidentnie 偶e si臋 z Tob膮 drocz膮.
- Wilkomirze, a tw贸j pok贸j gdzie si臋 znajduje – zapyta艂a Markiza de Saint-Claire 艂ypi膮c oczami niczym paw pi贸rami na targu
Elizabeth
Linoge wzi膮艂 Ci臋 pod r臋k臋 i ruszyli艣cie. Prowadzi艂a艣 go do jakiej艣 karczmy, 偶ywo rozmawiaj膮c. Dowiedzia艂a艣 si臋 偶e s艂u偶y艂 w wojsku a obecnie szuka pracodawcy. Gdy weszli艣cie ju偶 na ulic臋 kt贸r膮 mieli艣cie doj艣膰 do karczmy, z oddali pojawi艂y si臋 dwie sylwetki. Ubrane w d艂ugie p艂aszcze, i kapelusze z szerokim rondem. Cho膰 szli艣cie spokojnie, dw贸ch lekko podpitych m臋偶czyzn zacz臋艂o was zaczepia膰. Jeden z nich wyj膮艂 pistolet wymierzony w Twojego towarzysza a drugi kaza艂 wam wyskakiwa膰 z kasy. Gdy Linoge chcia艂 co艣 powiedzie膰 dosta艂 w pysk, a krew pola艂a mu si臋 z ust. Ten drugi podszed艂 do ciebie, czujesz jak zionie od niego spirytem, i 艣lini膮c si臋 powiedzia艂:
- Hej male艅ka a mo偶e zamiast kasy da艂aby艣 co艣 innego – gdyby wzorkiem mo偶na by艂o by rozbiera膰, ju偶 dawno by艣 nie mia艂a ubra艅
Rozezna艂a艣 si臋 偶e ten przy tobie nie wyj膮艂, cho膰 na pewno ma, 偶adnej broni. Drugi natomiast oddalony trzy kroki od Ciebie mierzy w Linoge’a. Tw贸j towarzysz milczy, cho膰 widzisz jak oczy jego ZMIENIAJ膭 kolor na czerwony. Nie do艣膰 偶e bandyci to jeszcze taki cuda. A mo偶e za du偶o wina wypi艂a艣, cho膰 teraz ma to najmniejsze znaczenie. Czujesz ob艂apiaj膮c膮 r臋k臋 na sobie… a tak nie daleko celu byli艣cie.
Erica/Ambrosius
Twoja interwencja troch臋 ich zaskoczy艂a, lecz ruszyli na was. Kap艂anka stan臋艂a za Twoimi plecami Ambrosiusie, a ty spojrza艂e艣 na nich ch艂odno jakby zaraz mieli pa艣膰 trupem. A potem „wyr贸s艂 spod ziemi” tw贸j Patriarcha wraz z Thomasem Dherzi, kt贸rzy r贸wnie偶 do艂膮czyli do tej dysputy. Podpici szlachcice machn臋li w ko艅cu r臋k膮 a Viggo spojrza艂 na Eric臋 gro藕nie i rzek艂:
- Nast臋pnym razem m艂oda Panno lepiej sobie dobieraj towarzystwo – po czym u艣miechn膮艂 si臋 i wraz z Thomasem zostawili was samych sobie
Erica czujesz 偶e na r臋kach b臋dziesz mie膰 siniaki, poza tym czujesz si臋 zbrukana i taka nie czysta. Znowu na wymioty Ci si臋 zbiera. Ambrosius widzisz 偶e kap艂anka troch臋 to prze偶ywa, wi臋c wypada艂o by z ni膮 cho膰 chwil臋 zosta膰. A nu偶 te ochlajmordy wr贸c膮.
Kobiet potrafi膮cych s艂u偶y膰 za materac jest wiele na tym naszym nie najweselszym ze 艣wiat贸w. Ale znalezienie dowcipnie czy roztropnie gadaj膮cego materaca nie jest ju偶 takie proste
U艣miecham si臋 w duchu do siebie. Odczuwam dziwn膮, mroczn膮 satysfakcj臋... pomieszan膮 troch臋 ze wsp贸艂czuciem. C贸偶, Antoni zadba o Hrabin臋. A ja o niej zapomn臋.
Krzywi臋 si臋 lekko na my艣l o tym, 偶e je艣li rudzielec b臋dzie zawistny, to mi narobi problem贸w podczas pobytu w Altdorfie.
A bardzo prosz臋... lubi臋 wyzwania i nie znam strachu. Wi臋kszo艣膰 uczni贸w mego kolegium to kobiety. Zimne, wyrachowane suki. Wiem, jak radzi膰 sobie z ludzkim gniewem. Ogie艅 zwalcza si臋 ogniem... a l贸d lodem.
Z zadumy wyrywa mnie pytanie markizy.
- Me komnaty skromne s膮... ale ustronne. Zapraszam pi臋kne panie.
Prowadz臋 ich do mojej kwatery i zamykam drzwi za sob膮. Ba, musz臋 sam je obejrze膰. W ko艅cu pierwszy raz je widz臋, a znam jedynie ich lokalizacj臋 w Pa艂acu... _________________ Ulfir Egillsson, Norsmen -Wichry P贸艂nocy
- Nie chcia艂em tu powt贸rki z historii Rash. Obaj wiemy, 偶e w Twoim przypadku - nachylam si臋 do niego z u艣miechem na twarzy - kilka wst臋g wi臋cej i ten lokal by sp艂on膮艂. Koniec tej dysputy Rash. Wiem na co nas obu sta膰.
Mrugam do braci Idril i sadowi臋 si臋 obok niej.
- Dzi臋kuj臋, 偶e si臋 mnie pos艂ucha艂a艣. Zak艂ada艂em ju偶 najczarniejszy scenariusz, a ja bym sobie nie wybaczy艂... - milkn臋
<`Wyjd藕 Jonas. Ja jestem zm臋czony nasz膮 k艂贸tni膮. Podczas gdy ja kombinowa艂em ty siedzia艂e艣 na ty艂ku. Pewnie, 偶e siedzia艂em - 偶e艣 si臋 wpieprzy艂 mi臋dzy... - Nie truj! Dobra. Koniec`>
W jednym momencie, r臋ka kt贸ra w臋drowa艂a na oparcie 艂awki za Idril si臋 cofa, a ja staj臋 si臋 jakby sztywniejszy i powa偶niejszy. Mrugam oczami przez moment, ale przywo艂uj臋 na twarz weso艂y u艣miech. _________________ #Przyjaciel czy Wr贸g => Alex Zir, cz艂owiek, magister alchemik.
#Przekle艅stwo Wzg贸rz Hager => Brokk Imrakson, krasnolud
#Sylvania - Ziemia Przekl臋tych => Gerhard, cz艂owiek
#Lily et Pique - Blaise Cillianmour, szlachcic
R贸wnie偶 j膮 przytulam tyle, 偶e na pocz膮tku mniej pewnie. Jestem zaskoczony... Jednak maga Niebios da si臋 zaskoczy膰.
Czuje si臋 lekki, cho膰 problemy przygniataj膮 mnie. C贸偶 za wspania艂a chwila.
- Udajmy si臋 do najbli偶szej karczmy, mam ju偶 do艣膰 tego balu - powiedzia艂em. - Mamy sobie tyle do powiedzenia.
Nie wejd臋 z ni膮 na bal, nie jest na li艣cie go艣ci, wi臋c ta opcja odpada w przedbiegach. Na szcz臋艣cie m贸j mistrz doskonale b臋dzie wiedzia艂 gdzie mnie szuka膰.
Szukam w mej pami臋ci najbli偶szej, porz膮dnej karczmy. Nie byle speluny, taka mnie nie interesuje. Kiedy o takowej sobie przypomn臋 ruszam z Emm膮 tam czym pr臋dzej. _________________ #Sesja Przyjaciel czy wr贸g? - Frank albo Fred
<Chwile trwogi min臋艂y. Wzdycham z ulg膮. Siadam wygodnie i zagadauj臋 do Creslina.>
-Nie wiedzia艂am,偶e b臋dzie a偶 tak gor膮co dziesiejszego wieczoru. <U艣miecham si臋.> Rozchmurzcie si臋. <Przytulam si臋 do brata.> Tacy z was powa偶ni faceci si臋 zrobili.Brak wam niewiast do towarzystwa moi przystojni bracia.
<Wracam na swoje miejsce i spogl膮dam si臋 na Rash'a.>
-Wida膰 kelnereczka wpad艂a Ci w oko...<M贸wi臋 ze 艣miechem.>A ja chyba nie b臋d臋 ju偶 pi膰 bo jeszcze jak膮艣 g艂upot臋 paln臋 i kto艣 si臋 na mnie obrazi...a skwarkiem bym nie chcia艂a zosta膰.
<M贸j wzork ponownie pada na Zira. Spogl膮dam na niego przez d艂y偶sz膮 chwil臋 z zaciekawieniem.Nagle docieraj膮 do mnie jego s艂owa.>
-Pos艂ucha艂am? A tak...nie jestem zwolenniczk膮 przemocy...ponadto jestem w towarzystwie czw贸rki m臋偶czyzn...winni艣cie mnie broni膰. Taka ju偶 wasza powinno艣膰.<Chichocz臋 si臋, lecz widz膮c zmian臋 nastawienia Zir'a mru偶臋 oczy.>Czy偶bym Ci obmierz艂a 偶e艣 tak zesztywnia艂 i spowa偶nia艂?
<Przysuwam si臋 bli偶ej i zarzucam mu r臋ce na szyj臋 i szeptam czule do ucha.>
-Czy偶by i Tobie w oko wpad艂a kelenerczka? A mo偶e nie jestem dla Ciebie odpowiednia?Rzeknij s艂owo Jonasie, a si臋 odklej臋 od Ciebie je艣li tego chcesz...nie jestem 艂atwa, je艣li tak my艣lisz, do 艂贸偶ka mnie dzi艣 nie zaci膮gniesz,ale mimo wszystko mo偶e by膰 mi艂o.Moimi bra膰mi si臋 nie przejmuj...nic Ci nie zrobi膮 p贸ki mnie nie skrzywdzisz.
<Mrugam do niego i si臋 odsuwam. Wstaj臋 od sto艂u.>
-Mam ochot臋 jeszcze pota艅czy膰! Czy kt贸ry艣 z was Panowie mnie porwie do ta艅ca? Czy b臋d臋 skazana na samotno艣膰 w tej偶e rozrywce?
<Spogl膮dam zar贸wno na Jonasa jak i na Rash'a.> _________________ Poeta to kto艣, kto pragnie w jasny dzie艅 pokaza膰 艣wiat艂o ksi臋偶yca
<spogl膮dam na Linoge'a i staram si臋 oczeni膰 jego zamiary>
Mia艂o by膰 tak mi艂o... A teraz ci. 艁adny kutas...
-Linoge, ci szlachetni panowie poprosili nas o co艣. My艣l臋, 偶e powinni艣my da膰 im to na co sobie tak ci臋偶ko zapracowali. A oni z pewno艣ci膮 nas puszcz膮, prawda? - podchodz臋 do niego i delikatnie ujmuje go za d艂o艅.
Mia艂o nie by膰 burdy, on nie mo偶e ich zabi膰. Nie teraz, nie dzi艣...
-Panowie, zaraz oddam wam swoj膮 sakiewk臋, m贸j towarzysz nie ma nic przy sobie. Ale czuj臋 si臋 dzi艣 kiepsko i woleliby艣my potem szybko odej艣膰. Bez szwanku, wiem, 偶e kiedy dostaniecie co chcecie nas pu艣cicie, prawda?
< szybko formuj臋 i rzucam czar skierowany w stron臋 m臋偶czyzn, w pogotowiu trzymaj膮c przygotowan膮 bransolet臋. Kiedy widz臋, 偶e czar pomy艣lnie si臋gn膮艂 celu wskazuj臋 m臋偶czyznom drzwi najbli偶szej karczmy>
- O tam, panowie. My艣l臋, 偶e w tej karczmie powinni panowie znale藕膰 pokoje. Dobrej nocy. - mocniej chwytam Linoge za r臋k臋 i pospiesznie odchodzimy w swoj膮 stron臋. Kiedy oddalimy sie od nich na odpowiedni膮 odleg艂o艣膰 m贸wi臋 do Linoge'a - Wszystko co si臋 zdarzy艂o na razie pozostanie tajemnic膮. Ale nie powiem, jeste艣 interesuj膮cy. Jak 偶araraka, intryguj膮ca a偶 tak, 偶e chcesz j膮 hodowa膰, mimo wiedzy, 偶e jest 艣miertelnie jadowita... Plany na wiecz贸r si臋 nie zmieni艂y? _________________ Id膮c w g贸r臋 bacz by艣 nie sika艂 na tych, co ni偶ej od ciebie. Albowiem gdy spada膰 b臋dziesz sra膰 na ciebie b臋d膮...
#Wojna Mag贸w-> Elizabeth Morgan