Forum forum.drachenfels.pl
Forum Zamku Drachenfels
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UzytkownicyUzytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja   ProfilProfil   Zaloguj siê, by sprawdziæ wiadomo¶ciZaloguj siê, by sprawdziæ wiadomo¶ci   ZalogujZaloguj 
[Strona Glowna Zamku]    [Komnata Konstanta]
Akt IV Cz2 Strach w każdym z nas
Id¼ do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 21, 22, 23 ... 41, 42, 43  Nastêpny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez mo¿liwo¶ci zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum forum.drachenfels.pl Strona Glowna -> Przyjaciel czy Wróg?
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz nastêpny temat  
Autor Wiadomo¶æ
Warmlotek
Mod Czarnej Biblioteki
Mod Czarnej Biblioteki


Do³±czy³: 11 Cze 2010
Posty: 1443
Sk±d: PuÅ‚awy

PostWys³any: Pon Sty 05, 2015 19:34    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wszystko wydarzyło się błyskawicznie, wybuch niesamowicie mocne szarpnięcie i plusk...

Ingwar właśnie oglądał oddalającą się powierzchnie i uchodzące powietrze z ust...

Zebrał się w sobie i mocno rytmicznie rękami począł wymachiwać by wypłynąć na powierzchnię po chwili dodał nieporadnie i nieskoordynowane ruchy nóg. Postanowił że ewentualnie, pozbędzie się broni i tyle części zbroi ile potrzeba byle wypłynąć na powierzchnie.

Chciał dobić do brzegu i przytulić go niczym ciepły koc w mroźną zimę.
_________________
#Sesja Przyjaciel czy Wróg? ==> Ingwar Ingersson, krasnolud
#Ciężkie jest życie na morzu==>Hektor Lombard, człowiek
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email
harry
Chorąży
Chorąży


Do³±czy³: 05 Mar 2012
Posty: 732

PostWys³any: Pon Sty 05, 2015 23:55    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

- Jest z Klausem i Igwarem. Kto jak kto ale oni se poradzÄ…. KazaÅ‚a siÄ™ tobÄ… zajÄ…c. Teraz musimy dotrzeć do klasztoru. Tam na pewno nas bÄ™dzie czekać. – UspokoiÅ‚em elfa. - ByÅ‚eÅ› to kiedyÅ›? Wiesz gdzie ta Å›wiÄ…tynia? – ZapytaÅ‚em elfa dopóki miaÅ‚ ochotÄ™ gadać.

<Potem zwróciłem się do Koko. >

- Co racja to racja. Do portu na razie nie ma co się pchać. Mnie też nie powiedzieli gdzie ta świątynia jest. Powoli. Rozejrzymy się. Jakiś targ czy chociaż handlarzy znajdziemy. Spróbujemy podpytać. Bretonia bretonią ale w takim mieście ja to na pewno ktoś gada po naszemu. Na razie zgubiliśmy ogon ale dla pewności warto by kupić coś miejscowego. Zaczekajcie tu na uboczu.

<Rozejrzałem się i gdy byłem pewien że nikt nas nie obserwuje przełożyłem kilka drobniejszych monet do sakiewki przy pasie resztę ukryłem bardzo głęboko. >

„Jeszcze by tego brakowaÅ‚o by na obczyźnie oskubali nas do gaci”

<Przez dłuższą chwilę obserwowałem ludzi przewijających się obok nas.. Obserwowałem stroje, oraz kto gdzie idzie i gdzie kupuje. Wypatrywał głównie ludzi wyglądających na obywateli imperium. Wypatrywał chorych lub ludzi mogących być pielgrzymami. Gdzie się udawali. W końcu wybrał stragan gdzie korpulentna kobiecina sprzedawała ubrania. Zostawił Koko w zaułku i sam podszedł. Ciuchy były używane ale za to wyprane. Wybrał kilka sztuk jakąś kurtkę płaszcz koszulę kilka dwa kapelusze i jeszcze ze dwa bardziej pstrokate kawałki tkanin. >

- Ile za to?


< PokazaÅ‚em kobiecie uniwersalny gest pieniÄ…dza pocierajÄ…c kciukiem o palec wskazujÄ…cy. PoczekaÅ‚em na reakcje kobiety jeżeli odpowiedziaÅ‚a w imperialnym targujÄ™ siÄ™ ale tylko dla zasady potem wypytaÅ‚em jÄ… o drogÄ™ do klasztoru. Jeżeli nie udaÅ‚o mi siÄ™ z niÄ… dogadać po zakupach narzuciÅ‚em na siebie pÅ‚aszcz i kapelusz na udzie zamotaÅ‚em kolorowÄ… tkaninÄ™. Tak „przebrany” zaczÄ…Å‚em siÄ™ przechadzać miÄ™dzy ludźmi próbujÄ…c wyÅ‚apać znajome sÅ‚owa by znaleźć kogoÅ› z kim mógÅ‚by siÄ™ dogadać. NajchÄ™tniej szukam innego najemnika.>

- O jo. W koÅ„cu ktoÅ› co gada po naszemu. Powiedz mnie jak trafić do tych uzdrowicielek? PrzyjechaÅ‚em tu z karawanÄ… ale w drodze rabusie nas zdrowo poharatali. Jeden taki mnie coÅ› tam poÅ‚ataÅ‚ ale w sumie to sprawiÅ‚ siÄ™ bardziej jak szewc niż cyrulik… a przydaÅ‚o by siÄ™ po nim poprawić – zagadaÅ‚em.

<Potem wróciłem do Koko i elfa i udaliśmy się we wskazanym kierunku.>
_________________
Przyjaciel czy wróg? --> Kurt, człowiek
Przeznaczenie czy Przypadek --> Rudolf "Rudi" von Karien
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Xsary
Markgraf
Markgraf


Do³±czy³: 09 Sty 2005
Posty: 2039
Sk±d: Nowa Sól

PostWys³any: Sro Sty 07, 2015 15:44    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie ma co, mam rozmach.

Siedząc w beczce uśmiecham się do siebie. Pierwszy raz od wielu dni mogę sobie powiedzieć, że udało się coś, co w żadnej z miar rozsądku nie winno się powieść. A tu proszę. Odmiana. Całkiej miła.

Nie ma miejsca na celebrację, gdyż trudno mówić o sukcesie. Najprawdopodobniej reszta mutantów dotrze do świątyni i siłą, kłamstwem bądź innymi - skądinąd słusznymi - sposobami zdoła usunąć ze swego ciała piętno Chaosu. Martwi mnie tylko czy aby ich umysły zostaną oczyszczone. Problem z wiedzą, doświadczeniem, nawykami et cetera bywa taki, że trudno się ich pozbyć.

Szkoda Ingwara. Powinien w stosownym czasie popełnić honorowe samobójstwo jeśli miał w sobie choć trochę rozsądku. Trzymając się kurczowo życia pozwolił, aby ów życie zawładnęło nim. Widziałem wielokrotnie najmitów i rycerzy, którzy próbowali ściągać z siebie zbroję. Nie wyglądało to poradnie ani ładnie. Szczęśliwie dla nich nie musieli tego robić pod wodą zatapiając się z każdą sekundą w głębinę.

Ciekawe co z LiviÄ…...

Czas rozmyślań umilam wiosłowaniem rękami w stronę linii brzegowej. Gdyby po drodze napatoczyła mi się deska chwytam ją i wiosłuję nią.

Nim zejdę na ląd poprawiam odzież. Zaciągam kaptur na głowę i wchodzę w tłum.
_________________
#Sesja Przyjaciel czy wróg? - Frank albo Fred
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email Odwied¼ stronê autora
Lokim
Chorąży
Chorąży


Do³±czy³: 21 Sty 2012
Posty: 731
Sk±d: Warszawa

PostWys³any: Sro Sty 07, 2015 23:06    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

<Zadowolony z towarzystwa elfki i krasnoluda prowadziłem ostrzał, który z początku nie przynosił rezultatów. Jednak magia, która to sprawiła, działała na naszą korzyść, więc zupełnie mi to nie przeszkadzało. Skupiłem się na innych celach, osłaniając ucieczkę części towarzyszy. Wszystko jednak nagle i z przytupem zostało przerwane.>

<"To nie Elbereth, bo była zajęta czym innym. Więc co się kurna stało?" Przeleciało mi przez głowę, gdy jakimś niezwykłym wysiłkiem, czy też szczęściem udało mi się wylądować na nabrzeżu.>

<Nie jest ze mną najlepiej. Przypalenia i rany na twarzy, do tego wszechogarniający ciało ból. Ale nie ma czasu na namysł. Ingwar i Elberth zniknęli gdzieś na statku, czy też tym co po nim zostało, a ja znalazłem się nagle wśród podnoszących się wojaków. Rzut oka na Karguan daje mi jasny ogląd. "On tu zginie, zyskując czas. Ale ja nie jestem w stanie mu już w tym pomóc. Nie w tej sytuacji. A Ingwar i Elbereth mogą już nie żyć. Czas więc na mnie.">

<Szybko staram się więc złapać równowagę i wyrwać przed siebie, wykorzystując jeszcze to, że strażnicy są nadal zaskoczeni i niezbyt ogarniają co się tu działo. Biegnę więc w kierunku, który pozwala mi najszybciej przebić się przez wrogów i ukryć się między zabudowaniami lub gapiami, którzy powinni się pojawić, przed ostrzałem i wzrokiem wrogów. Kluczę w biegu jeśli trzeba, starając się przebić na tyle daleko, by móc gdzieś w końcu zwolnić i znaleźć ukrycie.>
_________________
Przyjaciel czy wróg?- Klaus Jurgiel

Telegram: @LokimR
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email
Voltiur2
Basztowy
Basztowy


Do³±czy³: 16 Sty 2014
Posty: 133

PostWys³any: Pia Sty 09, 2015 00:01    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

<Mój plan niemal zakończył się sukcesem ale siedmiu biedaków musiało za mną pobiec. "Wybaczcie mi bogowie ale nie mogę inaczej..." Wycofałem się do tyłu aby stanąć w jakimś rogu dwóch budynków, wyjąłem miecz i nóż przygotowując się na nadejście wroga. Gdy się zbliżą zaczynam generować z siebie gaz aby uzyskać jakąś przewagę nad nimi. Za wszelką cenę nie daję się otoczyć starając eliminować się cele jak najszybciej potrafię.>

<Gdy zagrożenie zostanie wyeliminowane i nie nadciągnie nikt nowy to czym prędzej okładam się tymi szmatami i jeżeli jest to możliwe płaszczem któregoś z żołnierzy jeżeli nie wyróżnia się zbytnio, po czym udaję się na poszukiwania drogi do świątyni.>
_________________
Przyjaciel czy Wróg?-Viktor Sombra Hark
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Stalowy
Namiestnik
Namiestnik


Do³±czy³: 31 Paz 2010
Posty: 1246

PostWys³any: Wto Sty 13, 2015 20:57    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Słowa Elise były dla Magnusa niczym łyk świeżej wody. Niczym orzeźwienie. Dodały sił i wiary w zwycięstwo. Wiary, że jednak Miłosierna Pani zlituje się nad nimi.

Póki co było trzeba korzystać w przeklętych mutacji, aby umknąć pościgowi. Nie znając rozkładu miasta trzeba było gdzieś się zaszyć we wnętrzu jakiegoś magazynu, albo odwrócić uwagę wroga. Mógł to łatwo uczynić czarami, ale masę mocy zużył na wspomożenie swoich towarzyszy na statku.

Na szczęście byli w mieście, a swego czasu Magnus bardzo starał się wprawić w niezauważalne przemieszczanie się. Może i był związany ze światłością, ale mrok najlepiej rozświetlać i rozpraszać w samym jego centrum.

Czarodziej ostrożnie ruszył dalej między skrzyniami i ładunkami, klucząc ostrożnie, omijając patrole oraz pachołków. Rozglądał się uważnie za kryjówką lub możliwością wślizgnięcia się do któregoś z budynków. W najgorszym razie spróbują się zaczaić na którymś z dachów.
_________________
Przyjaciel czy wróg? - Rhunar Ragnison, Magnus Regenbogen
Lily et Pique - Gundrik Grundisonn
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Arya
Klucznik
Klucznik


Do³±czy³: 12 Lip 2012
Posty: 683

PostWys³any: Pon Sty 19, 2015 12:35    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

<Z jednej strony Tellan poczuła ulgę gdy matka przełożona zgodziła się jej wysłuchać, z drugiej jednak obawiała się jakie skutki może ona wywołać. Na słowa Matki Przełożonej Tellan przytaknęła głową i dodała spokojnie>

- Zadbam o to aby dotarli tutaj w jak największej tajemnicy. Od tego zależy życie nas wszystkich. Mam nadzieję, że wytrzymają do naszego przyjazdu po nich... - wojowniczka spojrzała na Morytę i Mortę po czym dodała- Odpocznijcie, zbierzcie siły...czas szybko mija. Nie oddalajcie się zanadto.

<Kiedy kapłan i Morte opuścili gabinet Matki przełożonej i wojowniczka została sam na sam z najwyższym "namacalnym" autorytetem jej dawnej wiary ogarnęły ją przeróżne uczucia: niepokój, wstyd i żal... Postawa wojowniczki, jej odstraszający wygląd nie współgrały całkowicie z tym jak czuła się w środku. Tellan wzięła głęboki wdech i zwróciła się w stronę najwyższej kapłanki>
_________________
Przyjaciel czy Wróg : Tellan
Przeznaczenie czy przypadek?: Erin
.........................................................................
"One must feel chaos within, to gi­ve bir­th to a burning star"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Blackswordsman
Mod Bestii
Mod Bestii


Do³±czy³: 18 Sty 2005
Posty: 3965
Sk±d: Brama wymiarów północnego bieguna:)

PostWys³any: Pon Sty 19, 2015 21:55    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

<Ecoliono>

<Opuściłeś komnatę Matki Przełożonej zostawiając tam Tellan, która dała Ci do zrozumienia, że do czasu wyruszenia po waszych towarzyszy chce mieć czas dla siebie. Razem z najemnikiem Morte zostaliście poprowadzeni przez stojącego na korytarzu strażnika do miejsca spoczynku. Każdy z was otrzymał osobną ciasną celę gdzie miejsca starcza ledwo na drewnianą pryczę i tylko ten "mebel" zdobił miejsce twojego odpoczynku. Chłodne kamienne mury może i przypominają więzienie ale drzwi są otwarte kiedy chcesz no i jesteś tu z własnej woli. Jesteś ślepcem, mimo to twoje zmysły podpowiadają Ci, że jest tutaj bezpiecznie. Ledwie obadałeś wnętrze celi a jakaś kobieta pachnąca medykamentami, o głosie skowronka, przyniosła tobie uproszony kij.>

-Bracie Ecoliono, oto kij o który prosiłeś. Oby służył Ci dobrze. Wybacz, że nie mogę poświęcić tobie więcej czasu lecz mamy ogrom pracy...

<Kobieta wręczyła ci solidny drewniany kij, nieco krótszy i mniejszy od tego który wcześniej posiadałeś. Jest także lżejszy i do poruszania się nadaje się bardzo dobrze. Wziąłeś kij i od razu wyruszyłeś postanawiając, że w swojej eksploracji postarasz się jak najmniej zawracać głowę innym i badać wszystko samemu. Wyjście było proste bowiem z wąskiego prostego korytarza szybko przedostałeś się do głównej sali światynnej z ołtarzem. Wielkim brakiem w byciu ślepcem jest to, że na poznawanie otoczenia potrzebujesz znacznie więcej czasu niż ci, którzy mają sprawne oczy. Możesz oczywiście usłyszeć i poczuć wiele rzeczy ale ściany, meble i przedmioty często sprawiają ci sporo problemów zanim ich dotkniesz i zapamiętasz. Wyszedłeś z głównego budynku świątyni na plac gdzie ponownie zalały cię wszędobylskie pojękiwania, rozmowy, utyskiwanie i zawodzenia oraz modły. Mimo to bez trudu odnalazłeś jednego ze swoich współbraci zakonnych odmawiającego modlitwę za zmarłych. Brat Francis, jak ci się przedstawił z imienia, zaprosił Cię do tutejszej świątyni Morra jak tylko znajdziesz chwilę poza swoimi obecnymi obowiązkami. Dowiedziałeś się też od niego gdzie w świątyni Shalayi jest sala jadalna ale tylko dla sióstr miłosierdzia. Tak samo umywalnia. Dlatego jako gość o jadło i przybory do mycia musisz prosić do swojej celi. Brat Francis wraz z pomocnikami zabrali ze sobą kilkanaście ciał aby je poddać kremacji a ty uczyniłeś jak ci poradzono. Wróciłeś do swojej celi prosząc po drodze o posiłek i wodę do mycia oraz mydło. Nie musiałeś długo czekać a otrzymałeś wszystko o co prosiłeś. Drewnianą misę pełną ciepłej kaszy z kilkoma tłustymi kawałkami mięsa zjadłeś szybko i bez grymasów poza tym była pyszna. Po posiłku umyłeś się i ułożyłeś na posłaniu pograżając się w myślach gdyż sen nie chciał nadejść.Czułeś jakieś kłucie w dołku, coś było nie tak lecz nie z tobą czy też swiątynią w której właśnie odpoczywałeś, tylko z towarzyszami, którzy zostali na statku. Czas mija bardzo powoli a czarne kruki krążą nad twoją głową.>


<Ingwar>

<Woda połknęła Cię niczym wygłodniała żaba zmęczoną lotem muszkę. Zacząłeś się szarpać ale nawet ktoś tak silny jak ty nie miał szans z tego wyjść tak obciążony, ranny i nie umiejący pływać. Kiedyś, dawno temu na Wyspie Wichru i Mroku prawie utonąłeś w rzece lecz szczęściem prąd wyrzucił cię na głazy. Tutaj głębia pragnęła twojego ciepłego ciała, twojego życia. Opadałeś coraz niżej i niżej, woda zrobiła się ciemna a powietrze beszczelnie uciekało z twoich ust. Zdecydowałeś, że spróbujesz się uratować poświęcając ekwipunek. Wyrzuciłeś ciężki topór, który szybko zniknął pod tobą. Tak samo mosiężny hełm z baranimi rogami oraz nasiąkniętą już wodą skórzaną zimową kurtę, którą miałeś na zbroi. Tyle wystarczyło, żebyś poczuł się lekki i wypłynął mozolnie na powierzchnię. Rzuciłeś się jak ryba łapiąc powietrzę nad lusterem wody a potem skupiłeś się na machaniu rękami gdyż ranne biodro nie pozwalało ci nadal korzystać z nóg. Ból był paskudny. Czarna zbroja od Shehtar ledwie ci teraz przeszkadzała, na szczęście nie była zwyczajną ciężką i sztywną płytą. Zupełnie jakby czuła, że umierasz i pozwalała ci machać rękami do woli abyś sięgnął brzegu by ocaleć. Wypłynięcie z toni to była dopiero połowa sukcesu. Musiałeś jeszcze ominąć tonący statek , dobrnąć do brzegu i wyjść z wody na ląd podciągając się prawie metr. Machałeś rękami a brzeg zbliżał się strasznie wolno mimo iż dzieliło cię od niego kilkanaście metrów. Nawet twoja krew czy cokolwiek miałeś w żyłach zdawało się ciągnąć ku brzegowi, jakby każda część twego ciała chciała jednak żyć. Topiony przez morskie fale z nadkrasnoludzkim wysiłkiem złapałeś się nabrzeża i biorąc głęboki wdech podciągnąłeś się na rękach by wypełznąć z wody. Tylko z pomocą Bogów Przodków udało ci się wyjść z tej kipieli. Może nadal uważali Cię za swojego psa? Zaległeś na pomoście łapiąc oddech, zwymiotowałeś portową morską wodę i leżałeś próbując się podnieść i odejść ale brakło ci sił. Dostrzegłeś jak w twoich rzygach pełzały małe paskudne robaki, na pewno nie pochodziły z wody. Dostrzegło cię jakichś dwóch parobków ubranych w zimowe kurty i grube materiałowe spodnie. Podeszli z nieznanymi tobie zamiarami wyciągając do Ciebie ręce...>

-Vous vivez? Besoin d'aide? Vous prenez le médecin?

<Odezwał się jeden z nich i nie byłeś pewien czy gada do ciebie czy do tego drugiego. Czyżby chcieli cię dobić a może oddadzą cię tym żołnierzom z nabrzeża? W głowie ci szumi jakby morze przeniosło się do twojej czaszki i przelewała się w niej woda.>


<Kurt>

<Elf nie był zadowolony twoją odpowiedzią ale cóż mógł na to poradzić. Może miałeś rację, może nie. Wszystko miało rozstrzygnąć się niebawem. >

-Nie, nigdy nie byłem w mieście uzdrowicieli ale kierował bym się tam gdzie lezie najwięcej biedoty i chorych. Pewnie rozdają tam coś do jedzenia poza uzdrawianiem..

<Beltherion nie powiedział nic więcej. Odłożyłes kilka monet po czym obserwowałeś ludzi przewijających się przez ulicę. Widziałeś ludzi z dalekiego wschodu, podróżników z Estalii i Tilei, kilku kislevitów ale nikt nie wyglądał jak imperialny, no może poza większością miasta bo ubodzy wszędzie wyglądają podobnie. Podszedłeś do straganu i jak tylko dotknąłeś rzeczy kobieta mało Cię nie pobiła.>

-Un autre coureuse! Si vous ne sortez pas de l'or que je vais appeler la garde de la ville! ... Et que? ... l'art or assez.

<Dopiero kiedy pokazałeś jej złotą monetę, kobiecina obejrzała ją dokładnie ważąc ją w dłoni po czym pokiwała głową i zrozumiałeś, że to wystarczy za zapłatę. Odszedłeś szukając z kimś wspólnego języka. Na targu nie trzeba było daleko szukać. Jakaś grupa podchmielonych marynarzy przeklinała głośno przepychając się przez ludzi.>

-Z drogi... ludkie państwa zakutych łbóf... i cudnego winaaa...
- I kobiet... o cipkach z je..de..wa..bia..

<Kiedy ich zaczępiłeś najpierw myśleli, że chcesz się bić ale kiedy odezwałeś się w ojczystym jezyku i zapytałeś o świątynie to od razu ci ją wskazali.>

-Tam, tam chopie. Leź na zachód... jak rzeka idzie... tfu...płynie... tem na południe ...za wielki targ... i obaczysz tłum... byleś nie zdech... Dugo siem czeka...

Pożegnałeś ostrożnie marynarzy i wróciłeś do Koko i Beltheriona aby zabrać ich do świątyni. W mieście od razu można było dostrzec panujący tu rozłam na bardzo biednych, bogatych i bardzo bogatych. Ci pierwsi wystawali na ulicach i pod świątyniami próbując zdobyć coś do jedzenia lub inne środki zdatne do życia. Jednak co rzucało się najbardziej w oczy to to, że owi żebracy byli bardziej czyści i zadbani, niż ci których spotyka się w Imperium. Pozostałe klasy obracały pieniędzmi pomnażając swoje dobra lub zamieniając je na inne w faktoriach, na rynku czy też w mniejszych warsztatach rzemieśliczych. Wszystkie budynki miasta są murowane, miasto wydaje się być ogromne, większe nawet od Altdorfu a jednak dość czyste jak na plotki krążące go Bretonii. Szliście wzdłuż rzeki aby na drugim moście przejść przez rzekę i wejść na plac targowy. Przemknęliście bokiem możliwie unikając przeciskania się przez tłumy ludzi dobijających targu mimo to poczułeś kilka razy jak ktoś cię wymacał po kieszeniach, nie dałeś jednak czasu skrawkarzom na zdobycie łupu odganiając od siebie wszystkich. Przekroczyliście dwie duże bramy i po jakiejś klepsydrze marszu dotarliście przed mury świątyni Shalayi. Po jej prawej stronie od świątyni rozciąga się park z parującymi źródłami a po lewej jest brama z której nieprzerwanym potokiem napływają ludzie zmierzający do świątyni. Przy samej bramie świątynnej straż miejska pilnuje porządku i reguluje przepływ ludzi. Już widać, że dostanie się do środka będzie wymagało sporego wysiłku, pomysłowości lub wielu godzin czekania.>


<Frank>

<Krasnolud zniknął pod woda ściągnięty przez żelastwo jakie na sobie nosił. Wiosłując przepłynąłeś w beczce za jeden z okrętów handlowych i straciłeś z oczu pożar tonącego statku i miejsce gdzie utonął Ingwar. Dostrzegłeś jednak, że cały ten bałagan wywołany przez wasze przybycie i działania przyciągał uwagę wielu ludzi w porcie. Tak bardzo, że chyba nikt nie zauważył samotnej dryfującej beczki z pasażerem wewnątrz. Podpłynąłeś do nabrzeża i opuściłeś swoją "łódź" w pośpiechu. Poprawiłeś ubranie i znalazłeś się między ludźmi w porcie. Jedni pędzili zobaczyć co też się wydarzyło, inni pracowali bez ustanki Jeszcze inni wręcz starali się wydostać z portu jakby przeczuwając jakieś nadchodzące kłopoty. Nigdy wcześniej nie byłeś w Couronne i sam nie wiesz do końca gdzie się udać. Szukać świątyni Shalayi? A może próbować wytropić uciekinierów ze statku? Czy też po prostu znaleźć sobie jakieś schronienie i się przyczaić? Pewnym problemem może okazać się język Bretonów ale w końcu jesteś człowiekiem wykształconym więc powinieneś sobie poradzić. Livia zapewne zbiegła w porę ze statku z resztą załogi, bo kiedy podpalałeś proch to zdawało się, że nie było tam nikogo poza mutantami, których postanowiłeś zlikwidować zamiast chronić. Dobrze chociaż, że nadal masz swój skromny ekwipunek. >


<Klaus>

<Mocno poraniony, z poparzoną i rozbitą twarzą zerwałeś się do biegu niczym koń wyścigowy. Skoczyłeś miedzy strażników, któryś złapał cię za ubranie wyszarpując kawał materiału a ty pobiegłeś dalej. Zaiste w pewnej odległości zebrał się już tłum gapiów. Popędziłeś w ich stronę a kilku strażników pognało za tobą. Kiedy jednak wbiegłeś w tłum stało się coś dziwnego, coś co dostrzegłeś dopiero po kilkudziesięciu krokach. Wpadłeś między ludzi i przebijałeś się jak taran. Początkowo sądziłeś, że specjalnie blokują ci drogę aby cię zatrzymać a potem przeszło ci przez myśl coś absurdalnego. Czyżby nikt cię nie widział? Ludzie zdawali się być zaskoczeni tym, że na nich wpadasz i się przepychasz. Jakby się tego nie spodziewali, jakby cię całkowicie ignorowali do momentu aż na nich wpadłeś, jakby cię nie dostrzegali. Nie, to nie możliwe, a może? Gdy przedarłeś się przez tłumek gapiów strażnicy zgubili cię. Nie, oni dosłownie minęli cię o kilka kroków. A może to tylko zbieg okoliczności? Po Ingwarze i Elbereth ani śladu, chyba rzeczywiście zginęli na statku, którego zgliszcza płonąc osiadały właśnie na dnie portu. Kargun walczy dzielnie, mocarny wielkolud niczym demon roztrąca żołnierzy na prawo i lewo. Strzelają do niego z kusz i atakują lancami i halabardami z każdej strony dotkliwie go raniąc a mimo to krasnolud nic sobie z tego nie robi. Osiągnął jednak cel zatrzymując większość wysłanych przeciw wam żołnierzy. Zaledwie kilka małych patroli ruszyło za pozostałymi. Usadowiłeś się między skrzyniami z ładunkiem na nabrzeżu i obserwowałeś czy aby na pewno nikt cię nie ścigał. Wtedy trafiło cię jak grom z jasnego nieba. Albo zwariowałeś albo właśnie Franko-Fred wylazł z dryfującej beczki na nabrzeże i wmieszał się w ludzi pracujących w porcie.>


<Viktor>

<Postanowiłeś użyć gazu jak tylko żołnierze się zbliżyli. Po raz kolejny twoje ciało zmieniło się, zaczęło śmierdzieć i gnić a jednocześnie nadal było twarde jak stal. Twoja głowa spuchła i zmieniła kształt na szpiczasty. Paskudny duszący gaz wydobywając się z twojego ciała wypełnił zaułek. Od razu zauważyłeś, że aż sześciu z siedmiu żołnierzy zaczęło walczyć między sobą. Tylko i dowódca, sądząc po oznaczeniach podoficer, odważnie i trzeźwo zaatakował cię halabardą. Nie zdążyłeś się uchylić i solidne ostrze roztrzaskało twoje nakrycie głowy wbijając się głęboko w czaszkę. Powinieneś zginąć od tego uderzenia a twoja głowa powinna rozpaść się jak rozduszony pomidor ty jednak zostałeś ledwie średnio ranny. Kiedy podoficer próbował wyszarpnąć ostrze z twojej głowy, broń pękła. Zaatakowałeś mieczem lecz mężczyzna odskoczył i dobył miecza zza pasa. Ponownie zaatakowałeś a on ponownie się uchylił po czym natarł na ciebie z wielką determinacją. Znów nie dałeś rady się uchylić zapominając, ze zamiast nóg masz teraz dwie metalowe taśmy po których toczą się koła. Sztych miecza uderzył cię w pierś przebijając zbroję w okolicy serca. Stal weszła głęboko jednak i tym razem nie dość, choć byłeś pewien, że normalnie przebił by cię na wylot jak prosiaka. Ból w klatce piersiowej rozszedł się promieniście. Mężczyzna mocno szarpiąc próbował wyciągnąć miecz ale się nie dało. Raz za razem unikał twoich ataków zdziwiony, że po takich śmiertelnych uderzeniach nadal żyjesz i trzymasz się całkiem nieźle. Nie mogąc go sięgnąć mieczem, podstępnie ruszyłeś na niego i go rozjechałeś łamiąc mu nogi i kości swoim ciężarem. Do tego czasu pozostałą szóstka pozabijała się nawzajem. Jesteś potworem i to nie ulega wątpliwości. Z ostrzem złamanej halabardy w głowie i z mieczem wystającym z klatki piersiowej narzuciłeś na siebie płaszcz jednego z zabitych żołnierzy i dostrzegłeś, że twoje "taśmy" jezdne tak czy inaczej będą rzucać się w oczy, zresztą nie tylko one. Jak masz zamiar w biały dzień szukać świątyni nie znając miasta i wyglądając jak coś co powinno nie żyć? Nikt raczej z tobą nie będzie chciał rozmawiać i od razu zawiadomią straż.>


<Magnus>

<Mimo swoich powiększonych rozmiarów i Elise na plecach poruszałeś się prawie bezszelestnie.Bardka trzymała Cię mocno przytulając się. Nie musiała bo dzięki twoim przyssawkom nie było mowy aby spadła. Jednak dawała Ci do zrozumienia, że jest blisko, tuż przy tobie. Przekradliście się razem między stosami ładunków wnoszonych i wynoszonych z magazynów. Jeden z budynków zdawał się być opróżniony i właśnie zamykany więc wśliznęliście się do środka. Duża, ciemna, pusta przestrzeń była sucha i w miarę ciepła. W powietrzu unosił się zapach ziarna. Elise chciała zsiąść i dać Ci wytchnąć kiedy gdzieś w podłodze uchyliła się niewidoczna do tej pory klapa i z pod ziemi wyszła człeko podobna istota z długim szczurzym ogonem i wydłużonym szczurzym pyskiem. Odziana w cuchnące łachmany i trzymająca sporych rozmiarów płócienny worek. Kiedy was dostrzegła zamarła a jej czerwone ślepka błysnęły jakby w przestrachu. Pisnęła i zrobiła krok w tył jakby chciała uciekać do dziury z której wyszła, następnie zaczęła węszyć i oglądać was dokładnie. Piski ułożyły się w niechlujne słowa, które o dziwo zrozumiałeś.>

-Ty..klan Moulder? Przybyć z wielka twierdza na południu aby pomóc braciom zdobyć ludzkie zapasy jadła? Umieć kopać?

<Elise była co najmniej tak samo zaskoczona jak ty a może i bardziej. Zaczęła wertować kieszenie w poszukiwaniu jakiegoś przedmiotu.>


_________________
Jestem mieczem i zbrojÄ…. Moja droga tam gdzie krew.

MG tu i tam ^^
#Sesja Przekleństwo Wzgórz Hager Gatz
#Sesja Miasto Darrow
#Sesja Wichry Aderus
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email
Orthan
MÅ‚odszy Prochowy
MÅ‚odszy Prochowy


Do³±czy³: 17 Lip 2014
Posty: 202

PostWys³any: Wto Sty 20, 2015 22:22    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gdy wyszliśmy od Matki Przełożonej i ruszyliśmy za strażnikiem do miejsca naszego spoczynku , gdy doszliśmy szybko zbadałem miejsce naszego odpoczynku, okazało się ono zwykłą celą z jedną pryczą, może komuś innym wydawać się mogła niewygodna, ale przywykłam do tego gdy żyłem przez większość czasu w zakonie i w drodze, ważne że był sucho i ciepło, a po za tym to miejsce wydaję się bezpieczne. Gdy tak rozmyślam moje myśli przerwało pojawienie się jednej z kapłanek Shalayi miała ona dźwięczny i miły dla ucha głos poza tym pachniała ziołami i lekarstwami wyczułem też delikatną woń świeżych bandaży, kiedy przemówiła do mnie i podarowała mi kij o który poprosiłem Matkę przełożoną. Zwróciłem się do kapłanki tymi słowami.

-Dziękuję raz jeszcze za okazaną pomoc i za ten podarunek, niech bogowie ci sprzyjają Siostro, mogę przed wyjściem siostry zadać jej pytanie?

gdy siÄ™ zgadza.

- Jak Siostra ma na imię? chciał bym po prostu to wiedzieć by orientować się do kogo zwrócić się o pomoc lub z prośbą. A po za tym czy na terenie klasztoru znajduję się jakieś skryptorium lub osoba, kapłanka znając się na ziołach?

Jeśli odpowiada dziękuję jej, jeśli uznaję moje pytanie za impertynenckie, przepraszam ją. Gdy siostra opuszcza moją celę, sprawdzam ofiarowany mi kij, wydaję się solidny i trochę lżejszy od tego który posiadałem.Gdy już obejrzałem mój kij postanowiłem zbadać resztę klasztoru i zapamiętać jego topografie co może okazać się przydatne i znaleźć jakiegoś współbrata w wierzę, gdy tak badałem tereny klasztory, trochę po potykałem się o meble i obiłem się o ściany, gdy w końcu dotarłem na główny plac znów zalała mnie kakofonia głosów, mimo to udało mi się znaleźć modlącego się kapłana Mora niejakiego brata Francisa, i zamienić z nim kilka zdań i dowiedzieć się gdzie mogę dostać coś do jedzenia i by się odświeżyć po podróży, po za tym podziękowałem mu za zaproszenie do świątyni. Po drodze. poprosiłem jednego z strażników o jakiś posiłek i coś do odświeżenia się. Gdy ktoś przyniósł mi to o co prosiłem podziękowałem mu, zjadłem ze smakiem przyniesioną kaszę i mięso i obmyłem swoje ciało z brudu i kurzu. Następnie staram się wypocząć, ale natrętna myśl i wizje o tym że moimi towarzyszom grozi coś nie pozwalał mi zasnąć. W końcu postanowiłem wstać i odszukać Tellan lub Morte, nie wiem czemu ale wolę nie lekceważyć mojego niepokoju. Po drodze odmawiam modlitwę do mego Pana Mora i proszę go o opiekę i pomoc.
_________________
Ecoliono d'Elhuyer-Sesja Przyjaciel czy Wróg
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Stalowy
Namiestnik
Namiestnik


Do³±czy³: 31 Paz 2010
Posty: 1246

PostWys³any: Czw Sty 22, 2015 23:30    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Toż to... to... to...

Magnus pamiętał nazwę. Pamiętał co to jest. Pamiętał, że ludzie nie śmieli w to wierzyć i nazywali to zwierzoczłekiem... ale to nie zwierzoczłek. To coś niemniej plugawego... ale innego...

Skaven.

Myśli czarodzieja płynęły szybko, postanowił więc skorzystać ze swoich aktorskich zdolności.

- Mouldeeeer. Mouldeeer. - wyjąkał kiwając głową, a przy tym całym ciałem - Pooomóc... paaanom. Pomóc.

Z bezmyślnym czy też zmieszanym wyrazem twarzy poprzekręcał głowę, wydał z siebie głuchy jęk i w końcu jakby nie wiedząc co robić schylił przednie ptasie łapy i wyciągnął do szczuroczłeka rękę z mackami, pochylając przy tym głowę w poddańczym geście.

Pomysł... był prosty. Kiedy szczuroczłek zbliży się macki wystrzelą w jego stronę, pochwycą łapę, a skorpioni ogon sięgnie przebrzydłego szczura i wpompuje w niego śmiercionośną truciznę.
_________________
Przyjaciel czy wróg? - Rhunar Ragnison, Magnus Regenbogen
Lily et Pique - Gundrik Grundisonn
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Arya
Klucznik
Klucznik


Do³±czy³: 12 Lip 2012
Posty: 683

PostWys³any: Czw Sty 22, 2015 23:39    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

<Kiedy Moryta oraz Morte opuścili pomieszczenie Tellan zwróciła się do kapłanki>

- Matko Przełożona, dziękuję, że zgodziłaś się poświęcić mi swój cenny czas. Nie wiem od czego zacząć, ponieważ nie tylko moje ciało jest chore. Moja dusza, moje sumienie cierpi jeszcze bardziej. Ja jedna jestem odpowiedzialna za to co się stało, bo wybory, których dokonywałam były wyłącznie moją decyzją. Przez ostatnie lata robiłam wszystko aby pomóc innym, a tym samym doprowadziłam do tego, że sama potrzebuję teraz pomocy. Nawet moi towarzysze obawiają się mnie, chcą mnie zabić. Nie wiem , nie wiem jak obronić się przed złem, które chce mnie pochłonąć

<Kobieta spojrzała na Tellan badawczo. Spoglądała jej w oczy przez chwilę. Jej miodowe spojrzenie w jakiś sposób uspokajało wojowniczkę. Matka Przełożona podeszła do niej blisko i położyła ostrożnie dłoń na głowie. Tellan poczuła przyjemne ciepło. Kobieta nadal patrząc jej w oczy zapytała.>

-Chcesz mi coś powiedzieć dziecko? Chcesz się wyspowiadać? Shalaya jest pełna miłosierdzia i miłości. Jeśli nie roznosisz chorób które zabijają ludzi, jestem pewna, że coś można poradzić na twoje kłopoty. Pani Miłosierdzia raduje się gdy kochający się ludzie są razem a do tego ich miłość przynosi owoce... Każdemu pisana jest inna droga moje dziecko... Cóż się takiego wydarzyło? Jeśli potrzebujesz pomocy to trafiłaś najlepiej jak mogłaś. Masz ochotę na coś uspokajającego?


<Tellan spojrzała prosto w oczy kapłanki. Miała ochotę zatopić się w nich i utonąć w cieple, które kobieta roztaczała wokół siebie. Przez chwile milczała po czym odezwała się cicho>

- Matko, czy jest coś gorszego niż śmierć, którą zadajemy własnymi rękami? Czy istnieje usprawiedliwienie dla układania się z najpodlejszymi istotami na świecie? Czy jakikolwiek argument jest w stanie uzasadnić zniszczenie jakie wokół siebie niesiemy? Czy można wybaczyć osobie takiej jak ja, która świadomie pozwoliła na cierpienie innych? Matko Przełożona, byłam kiedyś zwykłą dziewczyną, o istnieniu której pewnie już wielu zapomniało. Teraz widzisz kim jestem; Potrzebuję twej pomocy. Potrzebuję wskazówek. Jak walczyć z czymś co jest czystym złem? Jak walczyć z czymś co pragnie przejąć kontrolę nad myślami i pochłonąć duszę?

<Kobieta trzymając dłoń na głowie Tellan delikatnie postukała palcami po jej włosach. Patrzyła na nią i jakby starała się przez oczy zajrzeć w głąb jej duszy. Odpowiedziała spokojnie, powoli ważąc słowa.>

-Bardziej od natury czynów jakie popełniamy ważne jest dlaczego to robimy moje dziecko. Losem wojownika jest walka i prędzej czy później każdy wojownik albo odbiera życie albo oddaje swoje. Każda żywa istota stara się przetrwać. Często wymaga to ofiar innych, tak już natura tego świata. Niestety ludzie zawsze będą odbierać życie innym ludziom i istotom. Możemy jedynie modlić się o miłosierdzie dla nich i aby tego zła było jak najmniej. Można wybaczyć każdemu, kto szczerze żałuje swoich uczynków i przyznaje się do nich ze wstydem. A Ty żałujesz swych uczynków moje dziecko wiec Bogowie mogą Ci wybaczyć jeśli ich przebłagasz. Nic nie uzasadnia zniszczenia jakie czynią ludzie, jednak czasem inni sprawiają, że nie mamy wyboru innego niż czynić zło lub oddać im swoje życie. Zachowując życie dajemy sobie szansę odkupienia win i czynienia dobra. Jeśli tylko chcemy...


<Matka Przełożona zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią na dwa ostatnie pytania po czym odparła.>

-Z czystym złem najlepiej walczyć czystym dobrem moje dziecko. Bądź przede wszystkim dobra dla siebie. Wtedy będziesz mogła być dobra dla innych. Zachowaj miłość do siebie i bliskich za wszelką cenę. Na niej będziesz mogła budować od podstaw swoje życie nawet jeśli zwali ci się na głowę cały świat. Czyń dobro zawsze kiedy tylko będziesz mogła abyś pamiętała, że masz obowiązek odkupienia swoich win. Na początek powinnaś zmówić modlitwę za każdą duszę , którą żałujesz, że skrzywdziłaś.



<Słowa wypływające z ust Matki Przełożonej z każdą chwilą odbudowywały wiarę wojowniczki w cel, który sobie obrała. Tellan złożyła dłonie przeplatając palce po czym schowała w nich swoje oblicze nie wiedząc w jaki sposób wytłumaczyć swoją sytuację. Po krótkiej chwili odezwała się ponownie spoglądając w oczy kobiety. >

- Przede mną trudna droga, Matko. Jak powiedziałaś, miłość jest bardzo ważna. Część mojej miłości została mi odebrana. Nie wiem czy jesteś w stanie uwierzyć w słowa, które zaraz usłyszysz, chociaż zapewne słyszałaś o rzeczach bardziej szalonych i okrutnych

<Tellan wypowiadała słowa na tyle cicho, aby żadne z nich nie wyszło poza mury komnaty. Ta rozmowa była dla wojowniczki niczym spowiedź, która powoli wiodła ją ku ścieżce duchowego spokoju. Wiele pokrzepiających słów ze strony kapłanki wniosły w życie Tellan nową nadzieję. I chociaż wiedziała, że tylko namiastkę problemów, które ze sobą przyniosła uda jej się rozwiązać tu w tym przybytku i w tym momencie, zaczęła na powrót wierzyć w siebie i ufać sobie. >
_________________
Przyjaciel czy Wróg : Tellan
Przeznaczenie czy przypadek?: Erin
.........................................................................
"One must feel chaos within, to gi­ve bir­th to a burning star"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Warmlotek
Mod Czarnej Biblioteki
Mod Czarnej Biblioteki


Do³±czy³: 11 Cze 2010
Posty: 1443
Sk±d: PuÅ‚awy

PostWys³any: Pia Sty 23, 2015 00:05    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ingwar dochodził chwilę do siebie na nabrzeżu, aż rozjaśniło mu się w głowie. Pomachał ręką przecząco iż da sobie radę. wydawało mu się po tonie człeczyn że mają pokojowe zamiary i miał nadzieje że się nie mylił.Wstał i starał się na migi pokazać dodając słowa w khazalidzie


- Świątynia... - rzekł w khazalidzie składając ręce w geście modlitwy

- Shalyia... - dodał we wspólnej mowie mniej umiejętnie niż w rzeczywistości potrafił.

Wskazał następnie na dwóch ludzi i na siebie następnie wyjął z mieszką po złotej monecie i jedną dał im drugą pozostawiając w ręce.
Wskazał na nich na siebie następnie rzekł ponownie - Shalyia
a następnie wskazał kolejną monete zbliżył ich do nich następnie cofnął i rzekł ponownie wskazując na siebie i na nich udając że idzie - Shaylia

Liczył że załapią o co chodzi i zaprowadzą go poza tym jego brak mutacji i towarzystwo bretończyków było lepszą przykrywką niż najlepszy ciemny kąt w jakim mógł się schować. Dodatkowym atutem było to że zołnierze tłukli mutanta który był kiedyś Kargunem.
Musiał się spieszyć...
_________________
#Sesja Przyjaciel czy Wróg? ==> Ingwar Ingersson, krasnolud
#Ciężkie jest życie na morzu==>Hektor Lombard, człowiek
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email
Xsary
Markgraf
Markgraf


Do³±czy³: 09 Sty 2005
Posty: 2039
Sk±d: Nowa Sól

PostWys³any: Pia Sty 23, 2015 16:18    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zaciągam kaptur na głowę.

Wchodząc w tłum przyjmuję postać pospolitej miernoty, która zwykła snuć się ulicami większych miast bez celu. Postarałem się, aby wybrać jak największy tłumek i póki co szczędzę sobie magicznych sztuczek. Coś mi się wydaje, że to nie koniec, a moi uparcie trzymający się życia mutanci, zechcą się "uleczyć". Bzdura.

Nie sądzę, by zadanie mnie przerosło. Wbrew opiniom, że przed konfliktem Imperium kulało, panował swoisty status quo. Magowie, podporządkowani Dekretowi, wypełniali swoje obowiązki, zaś ja nie usłyszałem, aby nasze prawa i powinności zostały objęte dyspensą. Mało tego. Mistrz powtarzał, że zadania postawione przed Gabinetem Cieni będą trwały zawsze: nawet jeśli struktury Imperium padną.

Nie potrafię jednak pojąć dlaczego zostałem przydzielony do takiej misji. Zakazuje się nam zawierania umów z osobami prywatnymi. Ba! Nawet z innymi instytucjami. Zgodziłem się pomóc mutantom, gdyż domyślałem się ukrytych motywów, lecz ów mutanci są po prostu... Mutantami. Nawet jeśli było w nich dobro to uszło z nich jak dusza z nieżywego ciała. Mistrz z pewnością przeczuwał, że dojdzie do tego.

Więc po co to wszystko?
_________________
#Sesja Przyjaciel czy wróg? - Frank albo Fred
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email Odwied¼ stronê autora
Blackswordsman
Mod Bestii
Mod Bestii


Do³±czy³: 18 Sty 2005
Posty: 3965
Sk±d: Brama wymiarów północnego bieguna:)

PostWys³any: Pia Sty 23, 2015 21:53    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

<Ecoliono>


<Kapłanka, która przyniosła tobie kij do poruszania się ma na imię Marie i ona jak i wiele innych sióstr znają się na ziołach. Dowiedziałeś, się że w klasztorze przyświątynnym jest skryptorium ale będąc z poza zakonu Shalyii trzeba uzyskać pozwolenie od Matki Przełożonej aby z niego korzystać. Po posiłku, umyciu się i krótkim odpoczynku stwierdziłeś, że krążące nad tobą kruki to zły znak i postanowiłeś odnaleźć towarzyszy jak najprędzej. Najemnik Morte odpoczywał akurat kiedy go odnalazłeś w celi tuż obok twojej.>

-Tellan? Jeszcze chyba rozmawia z Matką Przełożoną a może jest już u siebie, nie sprawdzałem. Gdyby czegoś chciała sama by mnie wezwała. Co się dzieję?

<Tellan nie było w celi , którą według Morte, przydzieliła jej Najwyższa Kapłanka Shalyii. Razem z Morte ponownie udaliście się do "gabinetu" Matki Przełożonej ale nie było tam nikogo a drzwi były zamknięte. Pozostało szukać Tellan na własną rękę lub działać tylko we dwóch.>

-Może Pani Tellan udała się na modły lub razem z Matką Przełożoną zajmują się sprawą transportu? Ja miałem wam tylko pomagać. Biorąc pod uwagę, że Pani Tellan nie zna języka bretońskiego to raczej na pewno nie opuściła by sama klasztoru Shalyii...


<Magnus>


<Szczuroczłek oglądał Cię dokładnie i cały czas węszył. Jakby nie było do końca pewien czy ma do czynienia z tym z czym mu się wydawało. Postąpił ostrożnie kilka kroków aby zobaczyć was z bliska.>

-Koza... koza kieruje?

<Skaven postąpił jeszcze jeden krok by bliżej was zbadać i cicho porozmawiać z Elise kiedy nagle twoje macki chwyciły go za łapę. Zaczął się szarpać i wyrywać ale twoja siła uścisku i dodatkowo przyssawki strasznie klejące się do wszystkiego czego dotkną, nie dały mu żadnych szans na ucieczkę. Uderzenie kolcem jadowym z twojego ogona było tylko formalnością. Kolec przebił szczuroczłeka na wylot i zrobiłeś to bardziej instynktownie niż świadomie, po prostu pomyślałeś o tym i ogon sam go dźgnął. Trucizna szybko spłynęła do ciała ofiary i skaven momentalnie zzieleniał a ty poczułeś w lędźwiach ulgę jakbyś pozbył się nadmiernego ciężaru. Szczuroczłek puścił pianę z pyska i zdechł. Jego futro posiwiało a z rany którą mu zadałeś sączył się paskudnie śmierdzący opar. >


-Magnusie, dlaczego go od razu zabiłeś? Może znał jakąś tajną drogę do świątyni lub inne ważne miejsce?

<Elise bynajmniej nie zmartwiła się śmiercią szczura ale rzeczywiście szczur mógł wiedzieć coś ważnego. Z drugiej strony mógł was poprowadzić w pułapkę, no i nie wiedziałeś aż do teraz, że twoje trucizna jest tak skuteczna. Otwór z którego wylazł skaven jest zbyt mały abyś mógł się w niego swobodnie zmieścić. Natomiast Elise może tam wejść bez problemu. >


<Tellan

<Po "spowiedzi" u Matki Przełożonej pożegnałaś się grzecznie, zabrałaś broń z korytarza i udałaś się na modły do głównej kaplicy. Biało kolorowe światło wpadające przez witraż do świątyni było teraz jakby trochę ciemniejsze. Dzień zapewne zbliżał się wolnymi krokami ku końcowi. Piękny posąg Shalyii z białego kamienia pochylał się nieznacznie nad oświetlonym przez witraż w sklepieniu oraz świece po bokach źródełkiem. Ciche modły grupy kapłanek przy ołtarzu oraz nielicznych wiernych w odleglejszej części sali roznosiły się echem. Posąg zdawał się ronić łzy wprost do źródełka chociaż w tym momencie żadna nie spływała po twarzy Pani Miłosierdzia. W całej świątyni panowała cisza i jakiś mistycyzm. Poza głównym ołtarzem w nawach bocznych dostrzegłaś też inne, małe kapliczki poświęcone także Pani Miłosierdzia. Na białych w większości pustych ścianach zauważyłaś kilka skromnych drzeworytów.>



<Ingwar>

<Wstałeś i ledwo trzymałeś się na nogach. Woda wyciekała z ciebie wszystkimi otworami w pancerzu i ubraniu. Ponownie zwymiotowałeś robakami i słoną wodą. Ludzie obserwowali cię i słuchali uważnie. Wygląda na to, że zrozumieli a przynajmniej takie odniosłeś wrażenie. >

-Je pense qu'il est à la recherche pour le Shalyi du temple. Il nous veut payer pour montrer le chemin.
- Mettons-nous, et donc je ai déjà changer.

<Obaj skinęli głowami i biorąc cię pod ramiona pomogli ci iść. Jesteś zbyt zmęczony a do tego to przeklęte potrzaskane biodro. Czując paskudny ból w wnętrznościach, smak krwi i rzygowin w ustach oraz sapiąc jak dziurawy krasnoludzki silnik parowy udałeś się mozolnie z ludźmi tam gdzie postanowili Cię zaprowadzić. Ludzie z nabrzeża zabrali jakąś dwukółkę i posadzili cię na niej. Przy wyjściu z portu czterech strażników miejskich obstawiało bramę przed którą grupa żebraków rozbiła obóz i nagabywała każdego wchodzącego i wychodzącego aby dostać jałmużnę. Na szczęście ludzie którzy Ci pomagali od razu ich odgonili od ciebie. W mieście od razu można było dostrzec panujący tu rozłam na bardzo biednych, bogatych i bardzo bogatych. Ci pierwsi wystawali na ulicach i pod świątyniami próbując zdobyć coś do jedzenia lub inne środki zdatne do życia. Jednak co rzucało się najbardziej w oczy to to, że owi żebracy byli bardziej czyści i zadbani, niż ci których spotyka się w Imperium. Pozostałe klasy obracały pieniędzmi pomnażając swoje dobra lub zamieniając je na inne w faktoriach, na rynku czy też w mniejszych warsztatach rzemieślniczych. Wszystkie budynki miasta są murowane, miasto wydaje się być ogromne, większe nawet od Altdorfu a jednak dość czyste jak na plotki krążące go Bretonii. Przemierzając uliczki i omijając wielki targ wreszcie
dotarliście przed mury świątyni Shalyi. Po jej prawej stronie od świątyni rozciąga się park z parującymi źródłami a po lewej jest brama z której nieprzerwanym potokiem napływają ludzie zmierzający do świątyni. Przy samej bramie świątynnej straż miejska pilnuje porządku i reguluje przepływ ludzi. Już widać, że dostanie się do środka będzie wymagało sporego wysiłku, pomysłowości lub wielu godzin czekania. Obaj mężczyźni wskazali na bramę wiodącą na teren świątyni. >

-Shalyia... <Powiedzieli prawie jednocześnie>


<Frank>

<Wmieszałeś się w tłum udając przeciętnego robotnika. Zresztą i tak nikt raczej by cię tutaj nie rozpoznał, przecież wszyscy myślą, że zginąłeś. Zacząłeś się zastanawiać dlaczego dostałeś to zadanie a odpowiedź może być bardzo prosta, błaha wręcz. Może właśnie dlatego jaki jesteś dostałeś to zadanie. Może mistrz chciał mieć pewność, że wszystko zostanie odpowiednio poprowadzone i potrzebował kogoś kto nie straci kontroli, kogoś kto do końca zachowa trzeźwy osąd sytuacji i zareaguje tak jak trzeba bez wahania i wyrzutów sumienia. Może to wszystko zostało przewidziane i jest dla ciebie bardziej sprawdzianem niż tylko jakimś tam zadaniem. Bez zastanowienia skierowałeś swoje kroki w stronę władz. Chwilę próbowałeś się z nimi dogadać ale gdy pokazałeś dokumenty od razu zostałeś zaprowadzony na najbliższy posterunek straży miejskiej gdzie postawiono cię przed pełniącym służbę oficerem. Poczułeś się przez chwilę bardziej jak aresztant niż świadek kiedy zamknięto za tobą drzwi na klucz i przyprowadzono dwóch dodatkowych strażników. Mężczyzna, oficer mimo młodego wieku wygląda na bardzo poważnego. Króciutkie blond włosy zaledwie odrastają od skóry głowy. Brak zarostu i nienagannie utrzymany uniform świadczą bardzo dobrze o tym człowieku. Co więcej z akcentu zdaje ci się, że jest z urodzenia Marienburgczykiem. Mężczyna przedstawił się jako kapitan Hugo Dornier, wysłuchał cię dokładnie i przejrzał skrupulatnie pisma , które miałeś przy sobie. A potem zaczęły się pytania.>

-Więc jesteś waść agentem Cienia. Ilu jest dokładnie tych mutantów i gdzie można ich znaleźć? Jak się nazywają, jak wyglądają? Czy wszyscy podążają do Świątyni Pani Miłosierdzia i Płonącego Serca Shalyi? Jakimi mocami dysponują, z kim mogą się kontaktować w mieście? Mają jakieś kryjówki czy będą błądzić na ślepo??

_________________
Jestem mieczem i zbrojÄ…. Moja droga tam gdzie krew.

MG tu i tam ^^
#Sesja Przekleństwo Wzgórz Hager Gatz
#Sesja Miasto Darrow
#Sesja Wichry Aderus
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email
Stalowy
Namiestnik
Namiestnik


Do³±czy³: 31 Paz 2010
Posty: 1246

PostWys³any: Pia Sty 23, 2015 23:57    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

- Może... może... To skaven... oni... oni hodują mutantów... oni eksperymentują... porywają ludzi... aby specjalnie... robić z nich... mutantów. Niewolników. - wycharczał czarodziej - Dla niego... dla nich... w naszym stanie... jesteśmy... niewolnikami... narzędziami... Wiem. Czarodzieje wiedzą... ludzie nie mogą... panika. Wybuchła by panika... Jeden skaven... to dużo skavenów. Będzie ich... więcej. Miasto jest... w niebez... pieczeństwie.

Teraz jednak Magnus zastanawiał się bardzo gorączkowo nad tym co dalej począć. Poczekać do zmroku? Ruszyć znienacka zanim ktokolwiek zorientuje się co się wyprawia? Ostrożnie mutant przyklęknął przy truchle szczuroczłeka i przeszukał je. Parę monet, pióro i czyste kartki w skórzanej torbie. Przydatne, ale w tej sytuacji.

- Niedługo... nadejdzie zmrok. Przemkniemy się... ku świątyni. Za... jej murami... będziemy bezpieczni... choć trochę. Dotrzemy do źródła... musimy... mieć wiarę... że... Dobra Pani... jest nam... przychylna... Pomimo tego... co wydarzyło się... na statku...

To frasowało Magnusa... czy naprawdę bogini miłosierdzia spojrzy na nich łaskawie po tym jak na statku wybili cały oddział, aby umknąć pogoni? Wielki był ciężar na sercu czarodzieja. Jedyne co mógł teraz zrobić to oczyścić siebie i Elise i ostrzec miasto przed zagrożeniem ze strony szczuroludzi.
_________________
Przyjaciel czy wróg? - Rhunar Ragnison, Magnus Regenbogen
Lily et Pique - Gundrik Grundisonn
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Wy¶wietl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez mo¿liwo¶ci zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum forum.drachenfels.pl Strona Glowna -> Przyjaciel czy Wróg? Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Id¼ do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 21, 22, 23 ... 41, 42, 43  Nastêpny
Strona 22 z 43

 
Skocz do:  
Nie mo¿esz pisaæ nowych tematów
Nie mo¿esz odpowiadaæ w tematach
Nie mo¿esz zmieniaæ swoich postów
Nie mo¿esz usuwaæ swoich postów
Nie mo¿esz g³osowaæ w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group