Forum forum.drachenfels.pl
Forum Zamku Drachenfels
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UzytkownicyUzytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja   ProfilProfil   Zaloguj siê, by sprawdziæ wiadomo¶ciZaloguj siê, by sprawdziæ wiadomo¶ci   ZalogujZaloguj 
[Strona Glowna Zamku]    [Komnata Konstanta]
Akt IV Cz2 Strach w każdym z nas
Id¼ do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 41, 42, 43  Nastêpny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez mo¿liwo¶ci zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum forum.drachenfels.pl Strona Glowna -> Przyjaciel czy Wróg?
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz nastêpny temat  
Autor Wiadomo¶æ
Ariena
Mod Bogów
Mod Bogów


Do³±czy³: 30 Gru 2004
Posty: 1636

PostWys³any: Pia Wrz 05, 2014 14:32    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

<Trwałam podtrzymując Tellan i mnie przy życiu zastanawiając się nad naszą sytuacją. Z ulgą przyjęłam odejście Herszta oraz możliwość odpoczynku po ciężkiej walce. Jednakże ból przeszywający jej ciało dokuczał dotkliwie i mnie. Nie wiedziałam dlaczego Tellan się nie regeneruje. Nie znałam układu między demonem zbroi, a nią. Bliskość demona nie dodawała mi otuchy. Wzrokiem omiotłam krajobraz przed sobą tuląc swoje dziecko. Zdawałam sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, w której nadal tkwiłam, ale jednocześnie cieszyłam się, że żyję. Przede mną była jeszcze daleka droga pełna wielu zmartwień. Demon zbroi mógł w każdej chwili zmienić zdanie i pożreć duszę moją, jak i mego maleństwa. Jeśli tego nie uczyni to nadal pozostawała kwestia braku ciała, które nie będzie łatwo odtworzyć. Rzeczywistość po bitwie uderzyła mnie kolejnymi zmartwieniami odganiając ulgę przeżycia. Zadrżałam mimowolnie. "...w collegium tego nie uczą.." przemknęło mi przez myśl. Gdy do uszu Tellan dotarł dźwięk szurania po śniegu zamarłam nieruchomo w szponach mego nadzorcy. Na nasze szczęście okazało się, że to Beltherion. Poczułam wewnętrzny ból, jakby pękło mi serce, gdy zobaczyłam go oczami Tellan. Miałam ochotę się rozpłakać i paść w jego ramiona, lecz było to tak bardzo nierealne. "..widział...widział jak pochłania mnie moja własna magia..." Jego obecność sprawiła, że poczułam się tym bardziej pognębiona własną sytuacją. "Tellan.. ja mu wytłumaczę.." pomyślałam przekazując jej swoją wiadomość. Skupiłam się by nas podnieść i stanąć. Ręką podparłam nas o drzewo by utrzymać nas na nogach bez dodatkowego wysiłku utrzymywania równowagi.>

-Żyję, dziecko również... <Powiedziałam ustami Tellan najłagodniej jak potrafiłam.> ...magia wchłonęła mnie, a ja w pewnym momencie przestałam nad nią panować. Coś mnie wytrąciło.. to było ponad moją siłę. Czar pochłonął moje ciało, lecz zdołałam wcześniej ujść z niego. Innym czarem uratowałam duszę naszego dziecka oraz moją. Znalazłam naczynie dla nas...dlatego Tellan połknęła ognistą trąbę. Sama ją ku niej skierowałam by wtłoczyć w nią nasze dusze, by mieć szansę na życie. Nie jestem w samym ciele Tellan, choć mogę mówić jej ustami, widzieć jej oczami i wyrzucać z niej swoje czary, czuć to co jej ciało... lecz moja dusza jest teraz w zbroi... moja i naszego dziecka, które trzymam teraz w swoich ramionach pilnując by nie stała mu się krzywda. Żyjemy tak długo jak będzie żyła Tellan, czuję i widzę świat tak długo , jak Tellan ma na sobie swoją zbroję. Istnieje sposób bym odzyskała ciało, lecz zajmie mi to trochę czasu. Wiem, jak to brzmi... dlatego powiem Ci coś co wiemy tylko my. Poznaliśmy się nocą na wybrzeżu, gdzie poniosły mnie nogi z dala od świateł miasta. Byłam ubrana jak młodzieniec, za którego mnie początkowo wziąłeś. Podziwiałam piękno nocy oraz morską toń, gdy się tam pojawiłeś. Po moich pierwszych butnych słowach odkryłeś, że jestem niewiastą i przysiadłeś się wyjmując sztylet. Pytałeś czy szukam zguby zaś ja Ci odpowiedziałam, że zguba i tak mnie czeka za jedenaście lat bowiem rodzina wyda mnie za mąż za wybranego elfa. Wtedy schowałeś sztylet i się roześmiałeś, bowiem nie wiedziałam, iż jesteś mrocznym elfem. Rozmawialiśmy wiele klepsydr. Byłam na tyle zafascynowaną i bezczelną elfką, że następnej nocy ponownie poszłam w to samo miejsce i Cię spotykałam, a potem wymykałam się do Ciebie każdej nocy... Pocałowaliśmy się tam po raz pierwszy i na tamtym nabrzeżu pierwszy raz straciłam z Tobą cnotę...i tak już zostało.

<Ostatnie zdanie wypowiedziałam w eltharinie. Dotarły do mnie dźwięki ciężkich butów na śniegu. Ponownie się napięłam mimowolnie. "..Czyżby kolejna walka?">
_________________
Poeta to ktoś, kto pragnie w jasny dzień pokazać światło księżyca
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email MSN Messenger
Arya
Klucznik
Klucznik


Do³±czy³: 12 Lip 2012
Posty: 683

PostWys³any: Pia Wrz 05, 2014 15:23    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

<WszechogarniajÄ…ca ciemność…Tellan nie widziaÅ‚a nic prócz ciemnoÅ›ci... -Å»yjÄ™? Czy umarÅ‚am?- ZadawaÅ‚a sobie pytania. MiaÅ‚a wrażenie, że straciÅ‚a poÅ‚Ä…czenie ze swojÄ… namacalnÄ… powÅ‚okÄ…. Nie czuÅ‚a bólu, a może ból byÅ‚ tak wszechogarniajÄ…cy, że nie byÅ‚ już niczym niezwykÅ‚ym - Za daleko to wszystko zabrnęło…Czy jest jeszcze szansa na powrót??? – wojowniczka opadÅ‚a na kolana i podpierajÄ…c rÄ™koma wpatrywaÅ‚a nieruchomo w pochÅ‚aniajÄ…cÄ… wszystko ciemność... Z czasem ciemność rozproszyÅ‚a siÄ™ ukazujÄ…c zarysy dwóch postaci. Elbereth i Bestia…PrzyglÄ…daÅ‚a siÄ™ piÄ™knej elfce, która w drżących ramionach ukrywaÅ‚a maleÅ„stwo…PrzyglÄ…daÅ‚a siÄ™ Bestii, która Å‚akomie lustrowaÅ‚a kobietÄ™ co jakiÅ› czas wyciÄ…gajÄ…c ku niej ogromne szpony, jakby czekajÄ…c tylko na rozkaz „Bierz jÄ…!” ChciaÅ‚a siÄ™ do nich zbliżyć ale jej ciaÅ‚o odmawiaÅ‚o posÅ‚uszeÅ„stwa. UpadÅ‚a na plecy i poczuÅ‚a jak jej ciaÅ‚o unosi siÄ™ na powierzchni szkarÅ‚atnego morza. Zamknęła oczy i przez chwilÄ™ nie czuÅ‚a nic… ChciaÅ‚a odpocząć…Odpocząć od swego ciaÅ‚a i od zbroi. Odciąć siÄ™ od wszystkiego co jÄ… otacza. Przez krótkÄ… chwilÄ™ chciaÅ‚a nie istnieć , być niewidzialna, nie myÅ›leć o niczym i nie czuć niczego…Niczego prócz ciepÅ‚a rÄ…k, za którymi tak bardzo tÄ™skniÅ‚a… Nagle gÅ‚os Elbereth przywoÅ‚aÅ‚ jÄ… do Å›wiadomoÅ›ci. Przed oczami ujrzaÅ‚a Beltheriona. Elfka nie musiaÅ‚a tÅ‚umaczyć nic wiÄ™cej. Tellan ustÄ…piÅ‚a dajÄ…c czarodziejce możliwość wyjaÅ›nienia sytuacji. Przez moment poczuÅ‚a zazdrość. Tak…zazdroÅ›ciÅ‚a jej tego, że ktoÅ› w tej chwili troszczy siÄ™ wÅ‚aÅ›nie o niÄ…. Po chwili jednak jej uczucie przerodziÅ‚o siÄ™ we współczucie>
…Jest tak blisko niego, a jednak nie może zrobić nic…Nie wiadomo czy kiedykolwiek uda siÄ™ jej odzyskać swoje ciaÅ‚o…RyzykowaÅ‚a wybierajÄ…c zbroje jako swoje naczynie…Jednak gdyby nie ona , mnie by już nie byÅ‚o…
_________________
Przyjaciel czy Wróg : Tellan
Przeznaczenie czy przypadek?: Erin
.........................................................................
"One must feel chaos within, to gi­ve bir­th to a burning star"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Voltiur2
Basztowy
Basztowy


Do³±czy³: 16 Sty 2014
Posty: 133

PostWys³any: Pia Wrz 05, 2014 19:15    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

<Do pewnego momentu walka szła nam dobrze, jednak gdy w naszym kierunku zaczęły lecieć głazy przestało być ciekawie. Kamienny pocisk trafił prosto we mnie, a ja poleciałem jak szmaciana lalka. Pierwsza rzecz która do mnie dotarła to był ból zgniecionej klatki, krzyczałem z bólu podczas próby wydostania się spod głazu. Sytuacja w której się znalazłem była fatalna... z każdym ruchem i kolejną falą bólu zaczynałem odczuwać strach nad którym nie mogłem zapanować. Czułem się niczym osaczone zwierze które za wszelką cenę chce przeżyć, strach i gniew który został zrodzony z desperacji.. to połączenie okazało się fatalne w skutkach. Rozpoczęła się przemiana której starałem się uniknąć, zrzuciłem hełm kiedy tylko poczułem ból głowy. Moja czaszka wydłużyła się a ciało zaczęło gnić i śmierdzieć, spod płyt pancerza zaczął wydobywać się gaz. Z twarzy odpadły mi kawałki skóry i mięsa.. byłem przerażony na myśl o tym jak wyglądam a inni nieszczęśnicy musieli na mnie patrzeć. Jedynie kapłan miał szczęście w swej ślepocie...>
_________________
Przyjaciel czy Wróg?-Viktor Sombra Hark
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Orthan
MÅ‚odszy Prochowy
MÅ‚odszy Prochowy


Do³±czy³: 17 Lip 2014
Posty: 202

PostWys³any: Pia Wrz 05, 2014 23:31    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gdy rozpoczęła się walka, chwaciłem mocniej kij w swojich rękach i zmówiłem modlitwę za umierających , wtedy pisk stali o metal stał się bardzo wyraźny i usłyszałem potworne wycie zielonoskórych i ich bojowe okrzyki. Wtedy też posłyszałem skwierczenie ognia i nieprzyjemny zapach palonych ciał. Widocznie czarodziej użył jakiegoś ognistego czaru by zatrzymać zielonoskórych i mu to się udało pomyślałem, jednak nie na długo bo znów usłyszałem wycie i okrzyki orków i oręż broni gdy moi towarzysze zaczęli walczyć. początkowo z dobiegających z dobiegających odgłosów domyśliłem się że nie idzie nam najlepiej i to piekielne zimni może mieć na to wpływ. Jednak w pewnym momencie poczułem jak wzbiera w mnie odwaga i siła do walki jak ktoś dodał by mi nowych sił, posłyszałem też jak moi towarzysze zdobywają przewagę nad zielonoskórymi, jednak w pewnym momencie posłyszałem łasko jakby przewrócono coś ciężkiego , a następnie potężne uderzenia które zatrzęsły ziemią posłyszałem też jęk któregoś z moich towarzyszy, a obok siebie poczułem gorąco jak ktoś rozpalił w piecu kowalskim o obok siebie warczenia i wycie zielonoskórych wtedy zacząłem walczyć na ślepo z tymi bestiami zadając ciosy kije na lewo i prawo, w pewnym momencie mój kij pękł na pół , a ja poczułem jak coś potężnie uderza mnie w głowę a następnie uderzam w coś twardego i czuję jak wirując upadam w ciemność.

Sen https://www.youtube.com/watch?v=Ixby9BzJfEo

Przebudzenie nie było zbyt przyjemne czułem że bolą mnie całe plecy i jestem cały zesztywniały z zimna, mimo to nie odczuwałem zimna było mi ciepło.Gdy otworzyłem oczy ku mojemu zaskoczeniu nie ujrzałem ciemności, lecz jasne, świecące na moje twarz ciepłe promienie słońca, na rękach poczułem kujący dotyk młodej trawy. Gdy obróciłem głowę oglądając gdzie się znalazłem moim oczom ukazał się przepiękny ogród-łąka ciągnący się aż po horyzont, widziałem a zarazem czułem jak lekki wiatr porusza kwiatami i roślinnością mnie otaczającą.W powietrzu latał z głośnym bzyczeniem pszczoły.
W pewnym momencie ujrzałem jak w moją stronę zbliża ubrana na czarno postać, zdziwiony tym faktem wstałem i spojrzałem na niego zaskoczony.Osoba ubrana na czarno okazała się chudym wysokim mężczyznom z krótką brodą , o niebieskich szarych zamyślonych oczach.
Gdy tajemniczy mężczyzną do mnie podszedł ,odezwał się do mnie tymi słowami.

-Witaj synu , jak mniemam wiesz co się stało i kim jestem? Choć w sumie możesz być trochę zdziwiony widokiem który widzisz, nie prawd aż Ecoliono?

Na mój zdziwiony wyraz twarzy mężczyzna zaśmiał się tylko dźwięcznym śmiechem i z uśmiechem na twarzy kontynuował.

-Drogie synu ja jestem tym który jest panem końca czasu, to ja jestem tym który widzi los i przeznaczenie świata. Ja jestem Morr pan śmierci.

Gdy posłyszałem te słowa oddałem mu niski pokłon.On jednak podniósł mnie i ozwał się tymi słowami.

-Chodź zemną synu. I to że mnie spotykasz nie oznacza że umarłeś.

mocno zdziwiony ruszyłem z nim przez ogród. Po czym rzekł on tymi słowa.

-widzisz synu ten ogród i te kwiaty ,wiesz czym one są?

Widząc moje pytające spojrzenie.Odpowiedział.

-To są kwiaty marzeń sennych, to w nich powstają sny i gromadzone są wspomnienia.Lecz nawet tutaj dostrzeżesz wypaczone działanie chaosu i jego sług.

Gdy to powiedział dostrzegłem że przy niektórych kwiatach płożą się szaro kolczaste ciernie, zaduszające je. Dostrzegłem że pan snów podchodzi do jednego z cierni i gniewnym ruchem wyrywa go i podpala trzymając go w ręce.

-To strach, zwątpienie, gniew i nienawiść które sprowadził chaos, powodują że ludzie śnią koszmary które niszczą kwiaty snu i ludzkie marzenia i wspomnienia.

W pewnym momencie zatrzymaliśmy się przy pięknym kwiecie, z wielkimi czerwonymi płatkami korony z biało-niebieskimi brzeżkami i złotymi pręcikami i słupkiem.I pan snów chwycił delikatnie jeden z płatków uśmiechając się i mówiąc.

-Tan kwiat jest ciekawy mój synu, jakiś młody norsmen który snuję opowiesci o odwadze ,męstwie i przygodzie .Ten młodzieniec ma ciekawe wspomnienia, smok i lód?hmm. A po za tym ma interesujące marzenie, spotkać żywego smoka i ułożyć o nim opowieść godną największych skaldów. W ludzie czasami potraficie być tak fascynujący.

Gdy skończył mówić spojrzał na mnie i rzekł.

-Wydaję mi się synu że pora wracać do domu, chyba że masz do mnie jakąś prośbę.

Trochę zalękniony odezwałem się.

-Jeżeli mogę panie , prosić byś czuwał nad snem moich towarzyszy wędrówki , i jeśli możesz czuwaj nad snem i losem moje rodziny i Lilith.

Pan snów skinął mi lekko głową po czym powiedział.

-Widzisz synu ten kwiat podejdź do niego i dotknij go.

Na słowa pana krańca czasu podszedłem do niebieskiego kwiatu i dotknąłem go , natychmiast otoczyła mnie ciemność.
_________________
Ecoliono d'Elhuyer-Sesja Przyjaciel czy Wróg
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Xsary
Markgraf
Markgraf


Do³±czy³: 09 Sty 2005
Posty: 2039
Sk±d: Nowa Sól

PostWys³any: Sob Wrz 06, 2014 08:52    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Już od samego początku źle znosiłem wykonanie mego szalonego pomysłu.

Podczas, gdy me ciało zostało unieruchomione mój umysł jakoby pracował dalej. Jakoby? Czyżby to ułuda czy faktyczna retrospekcja konsekwentnego odtwarzania minionych wydarzeń, o których zwykli opowiadać ci, którzy ledwo wyrwali się z objęć Morra. Zawczasu słyszano plotki, opowieści o wędrowcach bywających jedną nogą w zaświatach. Uczono mnie wysłuchiwać bajek, wyciągać zeń morały, nawet interpretować w dwojaki sposób, by ujrzeć - być może - czające się w nich drugie dno. Nigdy zaś nie wierzyłem w ich dosłowny sens, lecz podobno widzimy skrawki wspomnień z perspektywy reżysera, gdy odchodzimy. Jednakże czyżbym umierał? Nie mogę teraz umrzeć... Nie w tak zawstydzający sposób.

Nie myślę o sobie. Widzę doniesienie o mym zgodnie obwieszczone mistrzowi i jego kolegom. Nie, nikt nie próbowałby wyszydzać metod szkolenia mistrza. Wszyscy bowiem odnoszą się do jednakich metod, które w efekcie tworzą najlepszą w całym znanym świecie "jednostkę", której wpływów obawia się każda istota mająca choć nieco krzty rozumu.

A ja mam umrzeć jako bryła lodowa? Kurwa, co za wstyd...

Odnoszę wrażenie, że nie potrafię dostrzec wydarzeń przed osadzeniem mnie pod kuratelą Katedry Fortelu Osobowościowego, Niewidocznego Fechtunku i Nauk Pomocniczych Cieni w klasie KC1594 oznaczającego przynależność do organizacji i "miot", który tworzyliśmy z kolegami. Uczono nas, że świat składa się z określonych odcieni szarości i powinniśmy obserwować go z perspektywy daltonisty i nigdy, ale to przenigdy, nie stosować gwałtowności w naszych działaniach. Wyjątek stanowi prowokacja, a zatem zamierzony rapt będący częścią naszej koncepcji wpojenia jednostce bądź grupie celu, do którego ma dążyć. Nauki początkowo okazywały się nazbyt skomplikowane dla młodego umysłu. Z biegiem czasu - oraz z perspektywy czasu - dostrzegam, że starsze, bardziej doświadczone umysłu nie mogłyby korzystać z dobrodziejstw mistrzów.Umysły wraz z wiekiem stają się coraz bardziej zatwardziałe z tego też powodu mistrzowie, choć zwykle okazujący szacunek wszystkim - niezwaśnionym z Imperium - istotom dostrzegają czynnik upadku starożytnej rasy elfów i szlachetnych krasnoludów. Wiek. Ich tradycja i przekonanie o lepszości ich ras nad nami. Prawdopodobnie mają słuszność w swych osądach biorąc pod uwagę indywidualne przymioty każdej z ras. My ludzie wypadamy dopiero na miejscu trzecim. Księgi historyczne wspominają o wielkich bitwach prowadzonych przez elfy i Chaos. Na ich podstawie wnioskuję, że ludzie zaczynają zastępować tę piękną rasę. Być jednostkowo wypadamy bladziej od nich, lecz to my trwamy... Przypomina mi się, że ongiś znałem pewnego "elfa".

Elf nie był tak naprawdę elfem. Jak on miał na imię? Jego prawdziwe imię, hm... Nie mogę sobie przypomnieć... Tak czy inaczej - był to zwykły młodzian około mego wieku. Mistrzowie nazywali go "elfem" właśnie ze względu na naleciałości charakteru, które uniemożliwiały elastyczne kształtowanie jego świadomości, mającej w efekcie dostosować się do środowiska, w którym "elf" przebywał. Nie wiem dlaczego ja wyzbyłem się aklamowania swoich osobistych poglądów i zrezygnowałem zeń, aby skuteczniej i nieco zuchwalej otaczać się Cieniem. Być może chęć odpowiedzenia sobie na pytanie kim jestem? przywiodła mnie do odpowiedzi, iż mam być każdym. "Elf" uwielbiał się wymykać do uczennicy Kolegium Jadeitu. Spędzali ze sobą obfitość płomiennych nocy w tawernach. "Elf" próbował maskować swoją prawdziwą postać z pomocą prostych czarów. Wiem to, gdyż elementem mojej praktyki było śledzenie innych uczniów. Prawdopodobnie każdy z nas posiadał to samo zadanie, lecz to nie moja linia życia została przerwana chirurgicznym ciosem Cieni. Tak czy inaczej "elf" zakończył swe życie w dość typowy sposób dla wszystkich mało zdolnych uczniaków. Za sprawą intryg i z dawna opracowanych metod fałszu, mistrzowie posłużyli się inkwizycją Kościoła Sigmara. "Elf" został oskarżony o nielegalne użytkowanie czarów niezgodne z Dekretem i w wyniku tych oskarżeń został powieszony. Nie, nie spalony. Mistrzowie zadbali, aby śmierć została mu zadana w sposób hańbiący. Patrzyłem, gdy wieszali go na łańcuchu. Typowa śmierć przez powieszenie nie polega na uduszeniu jednostki, a na zerwaniu jakiejś życiodajnej części kręgosłupa. "Elfa" po prostu uduszono na łańcuchu w Altdorfie, wczesnym rankiem, przed nabożeństwami ku radości gawiedzi. My, uczniowie, patrzyliśmy. Mistrzowie zaś patrzyli na nas. I tak - wszyscy wiwatowaliśmy, tak jak pozostała część gawiedzi. Dwa lata później mój mistrz wysłał mnie do pana Adolfusa na samodzielną praktykę. Z całej mojej klasy przeżyłem tylko ja i ona. Varjo i Yö. Tak mistrzowie pieszczotliwie nas nazywali w języku magicznym.

Jestem ciekaw jak sobie radzi czarnowłosa o szmaragdowych oczach dziewczyna... Oby nie trwała w postaci bryły lodu.

Elberth zarzucała mi niedosyt doświadczenia, który rzekomo czyni mnie słabszym. Nic bardziej mylnego. Gdyby wiek i doświadczenie decydowały o wszystkim, krainami Starego Świata władałyby niezwykle stare elfy. Dlatego wiem, że przeżyję teraz ponieważ ci, którzy rzekomo kroczą drogą cieni od mistrzów Cieni giną.

Dlatego muszę żyć. By dalej służyć. Życie bez służby jest niczym, a jeśli zemrę w tym miejscu poczuję, że nigdy nie nadawałem się do roli, do której mnie stworzono. A byłoby to wstydem. Dla mnie? Nie. Dla Cieni. A jest to niemożliwe, gdyż nasze metody bronią Imperium od stuleci.

A broniÄ… skrycie. I skutecznie.
_________________
#Sesja Przyjaciel czy wróg? - Frank albo Fred
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email Odwied¼ stronê autora
luko
Ochmistrz
Ochmistrz


Do³±czy³: 26 Mar 2012
Posty: 574

PostWys³any: Sob Wrz 06, 2014 13:38    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Uwagę hrabiny puściłem mimo uszu, a całość skwitowałem krótkim stwierdzeniem.

- Jak sobie życzysz pani.

Ukłoniłem się i ruszyłem na miasto w poszukiwaniu pracy takiej jak ochrona karawany zmierzającej do celu mej przyszłej podróży.
_________________
"Przyjaciel czy Wróg?" ==> Pascal Wittenberg, człowiek
"Przeznaczenie czy Przypadek?" ==> MG (Mały Głód) Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Lokim
Chorąży
Chorąży


Do³±czy³: 21 Sty 2012
Posty: 731
Sk±d: Warszawa

PostWys³any: Sob Wrz 06, 2014 14:38    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

<Starcie z hersztem nie poszło tak jak należy. "Kuwa, no przecież mogłem się domyśleć, że nie jest głupi i ma dodatkową ochronę szamana. Rzuciłem się jak z motyką na Khorne'a. Ech trzeba było wziąć na cel obsadę katapulty... No ale chciałem to zakończyć raz a dobrze.">

<Myśli przelatywały po mojej głowie, gdy przygnieciony koniem szarpałem się z przymarzniętym ekwipunkiem, próbują uratować głowę przed zbliżającym się orkowym szefem. Nie miałem jednak żadnych szans. Wszystko działało przeciwko mnie, a zdawałem sobie sprawę, że za tym wszystkim stoi szaman. Potem nastąpił ten jeden cios i odpłynąłem w mrok.>

<Nie trwało to jednak długo. Zimno, ból i ruch musiały spowodować, że się ocknąłem. Nie mam jednak czasu nad zastanawianiem się co się dzieje. Krew, która przy ciosie zalała mi twarz, nie pozwala mi dostrzec tego co się dzieje dookoła. Czuję tylko, że ktoś mnie wlecze po ziemi, a w zasadzie śniegu. "Żyję, ale najwidoczniej tylko dlatego, że jestem orkom do czegoś potrzebny. A to oznacza, że i tak długo nie pożyję, a i miły ten czas nie będzie". Zaczynam wierzgać nogami, starając się złapać oparcie, by móc wykręcić się oprawcom, gdy nagle zostaję zostawiony w spokoju, a do mych uszu dochodzi głos elfa.>

<Powietrze głośno z ulgą wypływa z mych ust, a sam zaczynam przecierać śniegiem twarz, by pozbyć się z niej własnej krwi. Siadam i dłonią badam stan mojej twarzy i reszty ciała, słuchając przy okazji dziwnej rozmowy, prowadzonej przez towarzyszy. "Nic kurna z tego nie rozumiem. To kto to mówi? Jakie dziecko? Wszystko się popierdoliło widzę i to konkretnie".>

<W końcu staram się podnieść na nogi i rękoma przetrzeć tak broń, by nadawała się do użytku. "Cholerna magia!">

- Dzięki. - <cicho rzucam do elfa, po czym równie cicho mówię do Tellan.> - Herszt ma miecz Iruyha i robi z niego niezły użytek.

<Słysząc kroki w pobliżu rozglądam się nerwowo, próbując dojrzeć co się dzieje. Nasłuchuję też przy okazji i próbuję przygotować łuk do strzału, a gdy nie nadaje się do tego, to sięgam po miecz. Jeśli widzę taką szansę, to staram się wejść na drzewo i ukryty tam obejrzeć okolicę.>
_________________
Przyjaciel czy wróg?- Klaus Jurgiel

Telegram: @LokimR
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email
Stalowy
Namiestnik
Namiestnik


Do³±czy³: 31 Paz 2010
Posty: 1246

PostWys³any: Sob Wrz 06, 2014 17:52    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Od strony kamulca leżącego w śniegu dobył się przytłumiony charkot pomieszany z bulgotaniem. To czarodziej wydawał z siebie oznaki życia i próbował zepchnąć głaz, który go przygniatał.

Szaman Magnus był ranny i potrzebował pomocy... z resztą jak chyba wszyscy.
_________________
Przyjaciel czy wróg? - Rhunar Ragnison, Magnus Regenbogen
Lily et Pique - Gundrik Grundisonn
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
harry
Chorąży
Chorąży


Do³±czy³: 05 Mar 2012
Posty: 732

PostWys³any: Sob Wrz 06, 2014 19:39    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

„No kto by pomyÅ›laÅ‚ że Igwarowe strzÄ™pienie jÄ™zyka na coÅ› siÄ™ przyda”

<Pomyślałem robiąc miejsce wnerwionej krasnoludce. Stanąłem w drugiej linii. Chwyciłem za kolbę kaczej stopy ale po chwili zrezygnowałem. Nie miałbym szans jej teraz powtórnie na repetować a już nie raz udowodniła że wartą ją trzymać do ostatka. >

<Potem wszystko się zaczęło. Choć to nie była moja pierwsza walka stałem obserwując wszystko jak by to był sen albo występ wyjątkowo zmyślnej trupy cyrkowej. Machina zielońców, ogniste cuda Magnusa a potem nawała orków pędząca na garstkę obrońców. Gdy ognie się wypaliły zadźwięczało żelazo. Przestałem bujać w obłokach. Pierwszą ranę przyjął Rhunar i walka zaczęła być nerwowa bo atakujących było mrowie a ciasnota nie dawała możliwości wsparcia bez obawy poharatania swoich. Potem kolejny czar Magnusa zaczął działać. Wszystkim jakby przybyło sił i orki zaczęły padać masowo pod ostrzami toporów. Ale to nada było za mało z czasem coraz więcej zielonych zaczęło docierać do drugiej linii. Potem przyszła kolej na katapultę i musieliśmy się wycofać by osłaniać Magnusa. Gdy ten padł przyciśnięty głazem koniec wydawał się bliski bo na każdego z nas spadło zmęczenie godne walki którą stoczyliśmy i wtedy pojawił się orczy wódz ze swoim żądaniem. >

<Rozejrzałem się po ocalałych z walki. Igwar nie musiał mi mówić sam doskonale wiedziałem na co się zanosi co nie znaczyło że mi się to podobało ale też nie zmieniało tego co musiałem zrobić. Wyciągnąłem rękę po bukłak od Kargana. Pociągnąłem solidny łyk potem drugi i rozpyliłem alkohol na ramiona by przegonić odrętwienie wywołane chłodem. Trochę bólu z "zdezynfekowanych" ran dobrze mi zrobi. Korzystając z chwili zamieszania sprawdziłem czy kacza stopa mi nie zamarzła i czy lód nie zatkał panewki. Zrzuciłem wszystko to co mogło by mi przeszkadzać w walce zostawiłem tylko kąsacza kaczą stopę linę z hakiem i sztylet oraz pancerz ma się rozumieć>

- Ja! …bÄ™dÄ™ siÄ™ bić - i dal potwierdzenia wywinÄ…Å‚em KÄ…saczem efektownego mÅ‚yÅ„ca

<PrzeÅ‚knÄ…Å‚em Å›linÄ™ …i zakatowaÅ‚em.>
_________________
Przyjaciel czy wróg? --> Kurt, człowiek
Przeznaczenie czy Przypadek --> Rudolf "Rudi" von Karien
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Blackswordsman
Mod Bestii
Mod Bestii


Do³±czy³: 18 Sty 2005
Posty: 3965
Sk±d: Brama wymiarów północnego bieguna:)

PostWys³any: Nie Wrz 07, 2014 20:35    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

<Ingwar,Kurt, Magnus,Viktor, Frank, Ecoliono



walka

<Kurt rzucił się w stronę orczego Herszta robiąc szeroki wymach na jego nogi. Bestia ogromnym mieczem zbiła atak aż Kurtowi ręce zadrżały a druga broń orka już przecinała powietrze by sięgnąć jego ramienia.Chciał odskoczyć ale pomylił kroki i glewiorębak wciął się w jego lewe ramię szarpiąc pancerz i rozchlapując krew. To będzie znacznie trudniejsze niż się Kurtowi wydawało.
Wojownik wyszarpnął swój wielolufowy pistolet i strzelił bez celowania. Huk , błysk i chmura dymu która spowiła człowieka i orka. Broń mało nie wyłamała mu nadgarstka bo tak ją dziwnie ustawił w pionie. Był pewien ,że co najmniej kilka z pięciu kul dosięgło celu a gdy przebił się przez chmurę dymu by zadać cios na ramiona oniemiał. Bydle nie było nawet draśnięta. Jedna kula utkwiła w jego skórzano blaszanym pancerzu na piersi, drugą trzymał w zębach. Jak to możliwe pomyślał Kurt. Powinna wybić mu zęby i przebić gardło. Rozproszyło to wojaka na tyle ,że o mało nie wywalił się na lodzie. Tylko szczęśliwym trafem wybalansował i uderzył go mieczem w ramię. Zęby kąsacza przecięły zbroję orka i czarna jucha spłynęła małym strumykiem po wielkiej łapie. Orczy Herszt wpadł w szał. Reszta towarzystwa także zdawała się być coraz bardziej zdenerwowana albo emocje udzielały się wszystkim albo działo się coś dziwnego. Herszt ryknął głośno i zdawał się budować w sobie agresję na chwilę zupełnie cię ignorując. Kurt odrzucił pistolet swoim towarzyszom ujął broń oburącz i atakował na szyję. Uderzył celnie jednak szyja nie była najlepszym wyborem. Stalowy kołnierz przypominający szeroką obrożę zazgrzytał gdy Kurt ciął go mieczem. Broń zsunęła się w dół i wcięła w obojczyk rozcinając skórę i mięso. Więcej czarnej juchy pojawiło się na ciele Herszta ale wojownik wiedział ,że to za mało by go zabić. Oba oręże Herszta poszły w ruch i...
Obaj rzuciliście się na siebie nie zważając na ataki przeciwnika. Niestety jednak to Herszt zadziałał sprawniej i obie jego bronie spadły na Kurta zanim ten zdołał dosięgnąć wroga. Ciężka stalowa sztaba jebła Kurta w prawy bark miażdżąc pas barkowy i rozrywając mięśnie cudem tylko nie urywając mu ramienia, coś pękło też w klatce piersiowej wojownika. Kurt wiedział, że to koniec a jeszcze spadł na niego glewiorębak z drugiej strony. Przyprawiający o mdłości zgrzyt metalu o kość przedramienia uświadomił wszystkim,że druga ręka Kurta także nie nadawała się już do niczego. Rzeka krwi płynęła z ciała Kurta, który padł jak maszyna w której natychmiast zabrakło pary. Miecz wypadł ze zdruzgotanych ramion człowieka a sam Kurt dziwił się, że ta góra mięsa zadziałała tak szybko.
Ingwar wyskoczył do Herszta jak na sprężynie uderzając toporem w lewą łapę jednak wściekły ork zdołał sparować uderzenie krasnoluda zbijając je ogromnym mieczem. Krasnolud nie przestawał i nacierał wściekle dalej tym razem bijąc w pierś orka. Raz jeszcze bydle zablokowało cios Ingwara ogromnym mieczem a glewiorębak śmignął nad głową krasnoluda. Zdetrerminowany khazad natarł wiec na prawą łapę wroga ,niestety tylko po to by znów spotkać zastawę nie do przebicia i niespodziewane uderzenie glewiorębaka. Lżejsza broń orczego Herszta uderzyła krasnoluda w lewe ramię uszkadzając naramiennik spod którego popłynęła krew. Ork odzyskał inicjatywę i wyprowadził dwa sile ciosy na Ingwara. Krasnolud wiedział, że blokowanie ich może zakończyć się tak samo jak przyjęcie ich na siebie wykonał więc odejście wyginając się przy tym jak cyrkowiec i unikając stali. Po tym krasnolud zaparł się na tyle ile mógł na oblodzonej ziemi i zaatakował. Ostrze krasnoludzkiego topora śmignęło przed mordą orka jednak ledwo zahaczając jego nos przez co Ingwar podszedł za głęboko aby poprawić i mimo,że umknął przed glewiorębakiem to wielka stalowa sztaba , z którą Ingwar miał nieprzyjemność zapoznać się w mieście Zweedorf uderzyła krasnoluda w biodro miażdżąc je,sprawiając krasnoludowi nieopisany ból i przewracając go jak domek z kart. >

amok


<Ingwar nie miał już siły wstać. Zasłonił się toporem czekając na ostateczny cios lub zadeptanie i wtedy stało się coś dziwnego. W powietrzu unosił się okropny smród rozkładu i wszyscy, prawie wszyscy skoczyli sobie do gardeł. Orki zaczęły walczyć między sobą , tak samo podróżnicy mający jeszcze siły stać. Ci którzy byli przygnieceni głazami lub połamani bez możliwości powstania toczyli pianę z pyska wściekle się szarpiąc i obserwując nagłe zdarzenia . Dziwny amok nie ogarnął tylko wściekłego już i tak Herszta orków oraz jego szamana, którego ten pierwszy teraz bronił przed swoimi pobratymcami rozdając śmiertelne tęgie jebnięcia metalową sztabą porzucając wcześniej glewiorębak na zamarzniętej ziemi. Szaman orków zaczął skakać, tańczyć i trząść kijem odprawiając jakieś czary gdy Herszt masakrował i ryczał na każdego kto próbował się chociaż zbliżyć. Ingrid biła się z Kargunem, Rhunar zaatakował Koko a Morte zaatakował Rhunara. Wyglądało to jakby w jednym momencie wszyscy dostali na głowę i chcieli się pozabijać kierowani jakimś prymitywnym instynktem. Herszt orków rąbał swoich podkomendnych na ochłapy mięsa bez zastanowienia. Widocznie dla niego byli do zastąpienia, nie to co szaman, który wytańczył właśnie wichurę z zamiecią. Powietrze od razu zrobiło się mroźne, czyste i rześkie, tak zimne że ścinała się krew. Zarówno orki jaki i podróżnicy bili się i szarpali jeszcze przez kilka chwil a potem zaczęli odzyskiwać rozum. Herszt porykiwaniem opanował orków a szaman potraktował gnijącego Viktora magią ze swojego kija i zamknął zmutowanego łowcę czarownic w lodowej trumnie. Wszyscy gapili się dokoła nie do końca wiedząc co się wydarzyło i dlaczego bili się między sobą. Herszt orków ryknął coś do wszystkich i masa zielońców zaczęła się wycofywać z miasta. Szaman podszedł do miejsca gdzie ciała orków przykryły Elise i Astę. Pochylił się i wyszarpnął kulę ciepła z ręki krasnoludki. >

-Moja...zdobycza...Pojedynka dobra...my zostawić chopce chaosu...na czas...krótko...do walka...

<Rzucił na pożegnanie szaman. Herszt przyglądał się wszystkim mierząc kto jeszcze nadaje się do wpierdolu ale wszyscy wyglądali marnie o ile żyli. Orki odeszły pozostawiajac was i zabitych pośród zasypanych śniegiem ruin miasta. Wszyscy byliście w opłakanym stanie, wszyscy z wyjątkiem Elise, która dzięki instynktowi samozachowawczemu nie odniosła ani jednej rany. Zmutowana bardka od razu zaprzęgła wszystkich zdolnych do poruszania się o własnych siłach do pracy. Uwolniono z pod kamieni Magnusa i Tira. Viktora się od razu nie dało bo przymarzł do kamienia. Potrzebowaliście teraz kapłanki Shalayi lub chirurga cudotwórcy czy też maga życia. Nikogo takiego jednak w pobliżu nie ma. Korzystając z opatrunków, ubrań i wszystkiego co mogło być przydatne do opatrywania ran zaopatrzono wszystkich w kolejności od umierających do najlżej rannych. Magnus użył swojej magii aby rozmrozić Franka i Viktora. Ci któży mogli uwijali się jak w ulu by ratować swoich towarzyszy. Reszta po prostu dogorywała. Elise obejrzała wszystkich i zmarzniętymi dłońmi zrobiła wiele notatek w swoim śpiewniku choć na pewno nie pisała piosenki. Kargun i Ingrid wyglądali najlepiej więc pracowali najwięcej i na ten moment organizowali obóz. Budynek kapitanatu portu został wybrany przez krasnoludy na tymczasowe schronienie. Drzwi i okna były spalone lub zniszczone, tak samo wszelkie sprzęty drewniane wewnątrz. Sam budynek jednak stał solidnie i nie groził zawaleniem. Była izba naczelnika portu została wybrana na nocleg. Komnata była zrujnowana przez ogień ale była tam tylko jedna dziura po oknie, która została zatkana teraz przez krasnoludy/ Poza tym miejsce było osłonięte od wiatru a także posiadało kominek. Kolejno wszyscy zostali tam ulokowani na kocach , hamakach i czym się dało. Wóz nie nadawał się już do podróży więc Ingrid i Kargun rozebrali go na drobne. Elise oszacowała straty w ludziach i nieludziach i oznajmiła po kolei każdemu jaki jest jego stan. Brakowało czterech osób, Tellan, Elbereth, Klausa i Beltheriona. Prawdopodobnie zginęli choć była niewielka szansa iż komuś z nich udało się gdzieś ukryć lub uciec przed orkami. Kurt był w najgorszym stanie, ledwo dychał i miał gorączkę. Jego całe prawe ramię oraz lewe przedramię nadawały się do amputacji. Kilka żeber było złamanych. Rany cięte, stłuczenia i otarcia były tylko tłem. Kurt nie nadawał się do niczego. Najlepszą przysługę jaką można było mu zrobić to go dobić. Drugim najcięższym pacjentem był Magnus. Głaz połamał mu żebra i mostek dodatkowo upadając czarodziej rozbił sobie podstawę czaszki. Świetlisty miał sprawny umysł ale co chwilę wymiotował, a jego wirujące oczy razem z bólem kości doprowadzały go do obłędu. Trzecim najbardziej potrzebującym okazał się Ingwar. Zmiażdżone biodro promieniowało na całe ciało paraliżując krasnoluda bólem przez co poruszanie się a nawet stanie na własnych nogach było wykluczone. Do tego głowa Ingwara była poważnie uszkodzona rębakiem nie wspominając już o pociętych ramionach i nogach. Tir wyglądał nieco lepiej. Kilka ran ciętych poza tym zwichnięta prawa ręka i prawa noga, masa ciężkich potłuczeń pleców ,szyi i ramion. Asta ustabilizowała się ale jej połamane kości klatki piersiowej nie pozwalały jej wstać. Viktor po odmrożeniu nie był już gniły ani nie śmierdział. Jakimś zrządzeniem losu jego zbroja płytowa dość równomiernie rozłożyła siłę uderzenia kamienia który tylko połamał łowcy czarownic żebra i odbił nerki o ścianę. Viktor będzie miał przez dłuższy czas problemy z oddychaniem a co za tym idzie z wysiłkiem. Ecoliono wyglądał całkiem znośnie kilka draśnięć ale za to totalnie rozbita głowa, rozcięte czoło, złamany nos, rozbite łuki brwiowe. Wyglądało to znacznie poważniej niż w rzeczywistości. Mistrz Rhunar zdawał się być najtwardszym z drużyny. Pocisk z katapulty wyłamał mu ramię ze stawu i naruszył żebra, orki cięły jego drugie ramię dość głęboko a mimo to krasnolud walczył dalej i nadal mógł chodzić o własnych siłach, zadziwiające. Kargun i Ingrid poza kilkoma głębszymi cięciami na rękach mogli się pochwalić masą siniaków, draśnięć i stłuczeń. Wszyscy byli już przytomni gdy stary krasnoludzki zabójca rozpalał ogień w kominku zniszczonego gabinetu nadzorcy portu. Elise jak tylko opatrzyła wszystkich przysiadła przy Magnusie i dała mu pić.>


<Tellan, Elbereth, Klaus>

Trudy bycia razem i osobno

<Klaus podniósł się otępiał i próbował zrozumieć o czym jest mowa , gdzie się znalazł i co się dzieje. Przemył zmasakrowaną twarz śniegiem a potem słysząc hałas jak wiewiórka wdrapał się na drzewo. Obie Elbereth i Tellan spoglądały jakby przez szybę na kompletnie zdezorientowanego elfa. Na jego buzi malował się gniew pomieszany z bezsilnością. Beltherion postąpił kroku ku zamkniętym w zbroi kobietom. Zatrzymał się na wyciągnięcie ręki zupełnie ignorując narastający hałas i straszliwy wygląd demonicznej rycerzycy. Wyciągnął zmarzniętą dłoń jakby chciał dotknąć ukrytego pod pancerzem ciała kobiety. Jakby chciał ją ze zbroi wydostać a potem nagle cofnął rękę. "Demoniczna Tellan" zaczęła drżeć i wypuszczać gorące obłoki pary z metalowego pyska. Klaus przyglądał się całej scenie z drzewa udając, że go tam nie ma. Elf jakby podświadomie zrozumiał co się dzieje zanim dotarło to zarówno do Tellan jak i Elbereth. Beltherion puścił się biegiem do lasu między drzewa a Bestia ruszyła za nim w jednym tylko celu. Pożreć. Tellan zdawała się nie panować ani nad swoim ciałem ani nad zbroją. Podobnie Elbereth chociaż obie czuły ból zmasakrowanego ciała Tellan które się przemieszczało zaczarowane pancerzem. Dlaczego demon ścigał teraz Beltheriona, to była zagadka. Demoniczna zbroja zbliżała się do elfa gdy z pomiędzy drzew rzuciły się na nią dziwne duże stworzenia o kulistych ciałach, wielkich paszczach i niezgrabnych krótkich łapkach. Ujeżdżane przez gobliny dopadły do Tellan i zaczęły ją szarpać we wszystkie strony czując krew. Tylko Klaus siedzący na drzewie mógł naliczyć, że jest ich pięć. >


<Pascal>

<Pożegnałeś Hrabinę i od razu poszedłeś rozejrzeć się po karczmach w poszukiwaniu kupców podróżujących do Beeckerhoven. Złotowłosa Maruviel okazała się najlepszym wyborem. W najdroższej i najbardziej obleganej karczmie pełnej napalonych klientów i gorących dziewczyn łatwo odnalazłeś kupców. Dobrze, że wziąłeś dziś podwójną dawkę lekarstwa bo niejedną pannę brał byś tak jak stałeś. Ich nagie wdzięki, ponętne ruchy i zapraszające spojrzenia ciągle skupiały twoją uwagę. Dwie karawany ruszają w najbliższym czasie do Beeckerhoven , każda z innej kompani kupieckiej. Pierwsza jedzie za dwa dni i wiezie żywność a kupiec oferuję ci dziesięć sztuk złota za dzień oraz wyżywienie podczas podróży. Druga karawana rusza za sześć dni i wiezie wino. Tam płacą dwadzieścia pięć sztuk złota za dzień ale wszystko załatwiasz sobie sam. Mimo dobrego wrażenia jakie wywarłeś na kupcach nie jesteś w stanie wyciągnąć od nich więcej. Sam zdecydujesz czy któraś z ofert ci pasuje a jeśli wybierzesz już jedną , nie będziesz mógł wybrać drugiej. >

_________________
Jestem mieczem i zbrojÄ…. Moja droga tam gdzie krew.

MG tu i tam ^^
#Sesja Przekleństwo Wzgórz Hager Gatz
#Sesja Miasto Darrow
#Sesja Wichry Aderus
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email
harry
Chorąży
Chorąży


Do³±czy³: 05 Mar 2012
Posty: 732

PostWys³any: Pon Wrz 08, 2014 00:54    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

- Ufff …
<Tyle zdążyÅ‚em powiedzieć gdy spadÅ‚y na mnie razy orczego wodza i dosÅ‚ownie wbiÅ‚y w ziemiÄ™. W sumie nie czuÅ‚em bólu tylko zimno. Potem cos siÄ™ wydarzyÅ‚o i przestaÅ‚em odpÅ‚ywać w niebyt spadÅ‚a na mnie jakby czerwona mgÅ‚a i wszystko staÅ‚o siÄ™ czarno czerwone i zapragnoÅ‚em zabić wszystko ale to wszystko co byÅ‚o w zasiÄ™gu wzroku oczami wyobraźni widziaÅ‚em jak wyciskam życie z orka, Igwara, Koko…>

- Zabije! Urżnę kuśkę! Powyrywam nogi z dupy! Urwę łeb i naszczam do środka...

<Potem obudziłem się gdzieś pod dachem. >

- DorwaÅ‚em ich… go… znaczy wygraliÅ›my? – zapytaÅ‚em ledwie szeptem.

<Spróbowałem poruszyć się i wtedy poczułem ból: ostry, tępy, pulsujący, ciągły ale przede wszystkim niewyobrażalny. Zapragnąłem stracić przytomność i moja prośba została spełniona. Obudziłem się znów tym razem to ból przywołał mnie do świata żywych zbliżał się powoli ale ciągle.>

- Gdzie… co… jak… mi… jest? - próbowaÅ‚em ubrać myÅ›li w sÅ‚owa i przebić siÄ™ przez mur cierpienia.
_________________
Przyjaciel czy wróg? --> Kurt, człowiek
Przeznaczenie czy Przypadek --> Rudolf "Rudi" von Karien
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Warmlotek
Mod Czarnej Biblioteki
Mod Czarnej Biblioteki


Do³±czy³: 11 Cze 2010
Posty: 1443
Sk±d: PuÅ‚awy

PostWys³any: Pon Wrz 08, 2014 11:46    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Leżac i dogorywajac staram się nie naruszyć biodra nabijam i odpalam fajkę
pykajac lekko rozglądam się widząc opłakany stan moich towarzyszy.

Zwracam siÄ™ do Rhunara

- Rhunarze byłbyś w stanie po podleczeniu siebie poprawić formę Mangusa, jak dojdzie do siebie będzie mógł użyć swej mocy by pomóc innym z nas.
W naturalny sposób moje biodro, czy też opłakany stan Kurta leczyć się bedzie miesiącami... Pytam bo pamiętam że swego czasu ta twa umiejętnośc była nam nader często pomocna... Przykro mi żeś stracił swój cenny artefakt... jednak ten świat nie jest tak duży i jak znajdzie się sposobność odzyskamy go... Możesz na mnie liczyć jak zawsze... Choćbyśmy mieli ruszyć nawet za Góry Krańca Świata... gdzie... -
- zresztą wiesz co chce powiedzieć...

Spojrzałem na Kurta spokojnie nie wspominając słowem o tym że uratowałem go przed rozczłonkowaniem na części pierwsze. Wiem że mnie nie cierpi i takie informacje do niczego mu nie są potrzebne.

- Odpoczywaj Kurcie, walczyłeś dzielnie... jednak ten ork... miałem wrażenie jakby coś mu dało niesamowitą siłę i szybkość... może to ten miecz... jak zbroja Iryuha ma pewne właściwości... tak miecz także je mógł mieć. W tym stanie byłby w stanie podporządkować sobie nawet czarne orki... to przerażająca myśl... a czarne orki to najgorsze skurwysyny jakie kiedykolwiek poznałem... wole już oddział chaosu niźli ich.

Spojrzałem na Franka

- Frank gdy dojdziesz do siebie prosiłbym cię, byś zrobił rekonesans przed brama i dowiedział się co się stało z naszymi towarzyszami. Jeżeli polegli należy im się pochówek a może tam dogorywają... nie możemy ich zostawić... Jeżeli stała się ta gorsza rzecz poszukaj trupa konia Tellan, w jukach zapewne były listy oraz być może plany misji których nam nie wyjawiła... Nie zapominajmy że nasz cel jest niezmienny... mimo tych perturbacji... Dobrze iż cześć zapasów nam pozostała... bo prędko stad nie wyjdziemy.

Zwracam się do kapłana

- Wiem że zdajesz sobie sprawę iż nie jesteśmy tymi za których się podawaliśmy... powiem ci prawdę kapłanie... nie jesteśmy żadnymi zbójcami, pracowaliśmy dla rządzącej tymi ziemiami Hrabiny jako oddział...hmm... do zadań specjalnych. Hrabina wysłała nas do klasztoru Shalyi z kolejną misją...część z nas nie jest ludźmi dlatego podróżowaliśmy pod przykrywką... Na tym ziemiach panuje wojna i nie toleruję się żadnych nieludzi wręcz wiesza się ich za samo istnienie... Tyle mogę ci rzec na ten moment... A musimy się przedostać do Bretonni... Mam nadzieje że chociaż częściowo zaspokoiłem pytania jątrzące się w twojej głowie.
_________________
#Sesja Przyjaciel czy Wróg? ==> Ingwar Ingersson, krasnolud
#Ciężkie jest życie na morzu==>Hektor Lombard, człowiek
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email
Orthan
MÅ‚odszy Prochowy
MÅ‚odszy Prochowy


Do³±czy³: 17 Lip 2014
Posty: 202

PostWys³any: Pon Wrz 08, 2014 15:35    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gdy się ocknąłem poczułem jak okropny ból głowy gdy się podniosłem zakręciło mi się w głowie ale to wytrzymałem, gdy chwyciłem się za tył głowy poczułem że moja ręka jest lepka od krwi, dodatkowo czułem jak z mojego nosa leci krew , gdy go dotknąłem poczułem tylko dotkliwy ból i czułem że jest złamany.Gdy usłyszałem miękkim kobiecy głos mówiący mi w jaki jestem stanie zastanawiało mnie jedno w jakim stanie są inni, i czy ktoś zginął. Wtedy posłyszałem słowa krasnoluda jak mówi coś o artefakcie i górach krańca świata trochę się zdumiałem i gdy zaczął mówić do franka mówiąc o listach i naszych poległych towarzyszach już miałem zamiar się odezwać gdy Ingwar odezwał się do mnie odpowiadając na moje wcześniejsze wątpliwość.Odezwałem się tak aby wszyscy mnie słyszeli.

-Nie obchodzi mnie kim jesteście , widziałem w sumie to słyszałem jak wałczyłyście z zielonoskórym plugastwem a po za tym mój pan Morr ma wobec jakieś plany i też z tego powodu muszę za wami podążać nie zważając na niebezpieczeństwa i zły los

następnie kontynuuje.

-Po za tym lepiej zajmijmy się tymi którzy ucierpieli i są ranni , jeżeli Frank udaję się na rekonesans niech poszuka Juniperus communis i zbierze kilka gałązek , niech znajdzie Pinus sylvestris kilka gałęzi niech zetnie i przyniesie z igłami jeżeli uda mu się znaleźć niech przyniesie trochę kory Salix alba i niech postara się znaleźć jakieś naczynia i igły jeżeli były w naszym wozie lub znajdzie w ruinach miasta.

Po czym dodaje

- I niech ktoś nastawi mi nos i obandażuje resztę rannych.
_________________
Ecoliono d'Elhuyer-Sesja Przyjaciel czy Wróg
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Xsary
Markgraf
Markgraf


Do³±czy³: 09 Sty 2005
Posty: 2039
Sk±d: Nowa Sól

PostWys³any: Pon Wrz 08, 2014 16:22    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Po odmrożeniu ciała chciałem najprawdopodobniej podziękować memu wybawcy, jednakże szczękościsk, który zaoferował mi szaman zdawał się nie mieć końca.

Spoglądając na pobojowisko i rannych towarzyszy nie wydaję z siebie odgłosów niezadowolenia, słów współczucia czy innych form nadających się do wykreowanej przez zielonoskórych sytuacji. W którejś z ksiąg przeczytałem, że świat jest pełny niebezpiecznych przygód. I aby ustrzec się przed ów potknięciami sami musimy stać się niebezpieczni. Na niemych mędrkowaniach się nie zakończyło - musiałem ogrzać przy ognisku skostniałe ciało.

Wysłuchałem prośby Ingwara i przytaknąłem.

- Tak uczynię - rzekłem. - Wybacz Ingwarze za te słowa, ale jeśli orki postąpiły wobec nas ze swoistym... honorem to być może reszta naszego towarzystwa przeżyła. Nie traćmy nadziei.

Z "gałązkami" może być problem.

- Ojciec wybaczy - zacząłem łagodnym ciołem - lecz nie znam się na sztuce zielarskiej. Być może gdyby ojciec był na tyle uprzejmy i wytłumaczył mi jak ów zbiory mają wyglądać to poradzę sobie lepiej.

Po ewentualnych wytłumaczeniach ruszam w kierunku, w którym rozdzieliliśmy się z resztą drużyny. Zachowuję przy tym ostrożność godną Cieni i pomagam sobie sztuczkami, których używałem niedawno. Mając na uwadze, że żaden ze mnie zwiadowca, nie spoglądam na śnieg w poszukiwaniu śladów. Posiadam jednak inne talenty, które mogą być w tym miejscu bardziej pomocne. Elberth jest magiem. Elfim magiem. Toteż emanuje magią w sposób odmienny od ludzi czy innych "pomniejszych" ras. Wykorzystywała niedawno zresztą magię tak potężną, iż nie zdziwiłbym się, gdyby w okolicy pojawił się mityczny pan zamku Drachenfels ze swymi równie mitycznymi metodami. Tak czy inaczej sięgam wiedźmin wzrokiem w przestrzeń i wyszukuję odcieni barw ognia wymieszanych z niejako"smołą".

Wszakoż elfka jest nomen omen mutantem...

Gdy ich zlokalizuję ruszam tropem śladów magii, zerkając po drodze czy aby nie mijam opisanych przez morrytę roślin.
_________________
#Sesja Przyjaciel czy wróg? - Frank albo Fred
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ Wy¶lij email Odwied¼ stronê autora
Orthan
MÅ‚odszy Prochowy
MÅ‚odszy Prochowy


Do³±czy³: 17 Lip 2014
Posty: 202

PostWys³any: Pon Wrz 08, 2014 18:17    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zwracam się do Franka tymi słowami.

-Mówiąc po ludzku synu czyli w staroświatowym a nie w klasycznym inaczej jest to jałowiec, wierzba i sosna na pewno używała ich twoja matka lub babka, z tego co pamiętam moja matka często stosowała igły sosny jako tani i niezawodny środek medyczny na różne dolegliwości ,szczególnie na sen jest ponoć dobry specyfik ale tego nie sprawdzałem. Sądzę że wiesz jak wyglądają te rośliny i ich nie pomylisz z czymś innym synu.
_________________
Ecoliono d'Elhuyer-Sesja Przyjaciel czy Wróg
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wy¶lij prywatn± wiadomo¶æ
Wy¶wietl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez mo¿liwo¶ci zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum forum.drachenfels.pl Strona Glowna -> Przyjaciel czy Wróg? Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Id¼ do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 41, 42, 43  Nastêpny
Strona 12 z 43

 
Skocz do:  
Nie mo¿esz pisaæ nowych tematów
Nie mo¿esz odpowiadaæ w tematach
Nie mo¿esz zmieniaæ swoich postów
Nie mo¿esz usuwaæ swoich postów
Nie mo¿esz g³osowaæ w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group