Magnus wziął jedną z manierek i przystawił ją do ust kapłana.
- Nie przejmujcie się, ojcze... W Nordlandzie dzieją się teraz takie rzeczy, że wizje zesłane od bogów... choćby i ponure i zagadkowe są miłą odmianą. - stwierdził czarodziej spokojnym głosem.
Siedząc na wozie czarodziej postanowił wziąć na siebie obowiązek zajmowania się kapłanem... który w sumie potrzebował opieki i pomocy po tak długim podróżowaniu przez dzicz. _________________ Przyjaciel czy wróg? - Rhunar Ragnison, Magnus Regenbogen
Lily et Pique - Gundrik Grundisonn
<Dzień zaczął się intensywnie. Kapłan Morra oświadczył, iż pragnie podróżować z resztą na co po raz kolejny wynikła bardzo intensywna wymiana zdań. Jedni się zgadzali inni nie, część zmieniała zdanie z minuty na minutę. Co mądrzejsi w ogóle się nie oddzywali wiedząc, że kierująca wyprawą Tellan będzie miała decydujący głos. Ecoliono zaprezentował zebranym swoje talenty wróżbity i na moment odpłynął do krainy swego pana Morra. Frank i Magnus zajęli się morrytą bardziej niż pozostali , okazując zainteresowanie i troskę. Jakby nie patrzeć na Ecoliono ,czy to zwykłym wzrokiem, zmysłem magii czy też intuicją i światem duchowych podszeptów, kapłan Morra nadal wyglądał jak kapłan Morra. Decyzja zapadła szybko i po skromnym śniadaniu wszyscy zebrali się i ruszyli najkrótszą drogą do portu w mieście Neues Emskrank. Ingwar wyglądał na wkurwionego. Czyżby zapomniał zażyć swoje lekarstwa? A może skaza która drążyłą krasnoluda rozrastała się niewidocznie?
Odkąd kapłan Morra podróżował z pielgrzymką do Courone wszyscy zachowywali się cicho. Ecoliono mógł sądzić ,że większość z podróżujących w wozie osób złożyła śluby milczenia ale dziwne wydało mu się , to ,że nowicjusze nie modlą się co dzień do swej Matki Miłosierdzia. A może odbywali jakiegoś rodzaju pokutę? Jedno było pewnie nie byli zwyczajnymi nowicjuszami i coś ukrywali. Szczególnie ten nazywany Ingwarem. Żaden nowicjusz nie ośmielił by się mówić kapłanowi co ma robić i dyktować co jest lepsze dla sługi bożego. Atmosfera była dość napięta chociaż jedno co się zmieniło to to ,że wszyscy mieli spokojne sny odkąd Ecoliono dołączył do pielgrzymki.
Dni podróży mijały, kiedy wszyscy siedzieli na wozie lub w siodle panowała cisza. Dopiero kiedy nadchodził czas postoju i posiłku , ludziom rozwiązywały się języki. Najemnicy rozmawiali o trudach codziennego życia, wspominali jakieś odległe czasy na polach bitew. Rhunar starał się pilnować Ingwara aby ten nie chlapnął czegoś głupiego i skupiał się na obowiązkach wobec swoich ziomków. Magnus dbając o Elise i podnosząc ją na duchu starał się zapoznać z kapłanem Morra. Frank robił swoje cokolwiek to znaczyło bo tylko on sam wiedział jaki ma plan działania i kim jest. Ingwar po każdej dawce lekarstwa był znośny ale jak tylko medykament przestawał działać , zaczynały się awantury i napięcia. Elbereth i Beltherion poświęcali czas sobie szeptając coś w tajemnicy przed wszystkimi. Viktor zastanawiał się ciągle nad dotarciem listów które wysłał i co go spotka jeśli pielgrzymka do Courone nie przyniesie pożądanych efektów.
Klaus i Kurt jakoś dochodzili do porozumienia gdy szło o pilnowanie bezpieczeństwa i przepatrywanie drogi. Proste polecenia Tellan wystarczały, a do reszty wystarczał zdrowy rozsądek najemników.
Ecoliono większość czasu siedział bez ruchu. Nie wyglądał na chorego ale trudno było stwierdzić kiedy śpi a kiedy nie. Jego oczy nie mrugały a powieki były cały czas zamknięte z wyboru. Kapłanowi nie robiło to różnicy bo i tak był ślepcem.
Dni minęły trzy zanim wóz z pielgrzymami dotarł na szlak wiodący bezpośrednio do Neues Emskrank. Krajobraz zmienił się znacznie. Teraz aż do samego miasta miały towarzyszyć pielgrzymom Diabelskie Moczary. Słabo zadrzewione pola były pokryte śniegiem ale spod białego puchu wydobywały się parujące wyziewy. Droga stała się bardziej miękka i zdradliwa. Jedynie las po prawej stronie dodawał nieco pewności, że grunt nagle nie osunie się pod kołami a wóz nie utonie w grząskiej topieli cuchnącego szlamu przykrytego teraz śniegiem. To była jednak najszybsza droga i na pewno nie będzie na niej żołnierzy księcia Lucasa. Wóz toczył się pewnie po trakcie a osłaniający go jeźdźcy rozglądali się uważnie.Zapadł zmrok i teraz każdy dźwięk , ruch na moczarach był podejrzany.
Było tutaj znacznie cieplej a mimo to śnieg jakoś nie chciał topnieć udając szarą niewzruszoną masę. Owady na szczęście nieśmiało krążyły nad topielą czekając na lepszą porę roku aby dopaść przejeżdżających tędy podróżników. Niebezpiecznie było oddzielać się komukolwiek od reszty więc w zwartej grupie jeźdźcy trzymali się w pobliżu wozu. Droga lekko skręcała w miejscu gdzie na drodze leżało paskudne drzewo pokryte grzybami i mchem. Pień u podstawy wyglądał na przegniły i dlatego drzewo padło. Zimą zapewne rzadko ktoś tędy podróżował i dlatego drzewo nadal tu leżało. Objechanie go raczej nie wchodziło w grę. Wóz nie mieścił się miedzy drzewami a zapuszczenie się w stronę mokradeł mogło skończyć się tragicznie. Miejsce na pewno nie było dobre na rozbijanie obozu.> _________________ Jestem mieczem i zbroją. Moja droga tam gdzie krew.
MG tu i tam ^^
#Sesja Przekleństwo Wzgórz Hager Gatz
#Sesja Miasto Darrow
#Sesja Wichry Aderus
Dni mijaly, fale zlosci i furii nachodzily regularnie niczym swit i zmierzch. Martwilem sie co sie stanie jak zabraknie mi lekarstwa... Opanowany w miare bylem jedynie przy moich ziomkach, staralem sie rozmawiac z Asta i ingrid by wspierac je na duchu widzac ze najgorzej znosza obecna sytuacje. Poza tym kojaco na mnie dzialaly... Czas lecial leniwie,powoli oswajalem sie z nowymi osobami.
Gdy zatrzymalismy sie nagle i uslyszalem glosy konsternacji wyszedlem z wozu zobaczyc co sie dzieje nie mogac zniesc ciaglej nudy typowej dla dalekich podrozy.
Gdy ujrzalem konar podszedlem do niego szukajac miejsc naruszonych i przegnitych.Sprawdzilem tez miejsce w ktorym zlamalo sie drzewo, czy pewnikiem sily natury jedynie tutaj zadzialaly czy tez ktos pomogl w tym. Sprawdzam w miejscach spruchnienia czy nie ma zadnych rownych ciec przypadkiem. Jezeli zauwaze cos niepokojacego ostrzegam reszte. Jesli wszystko jest w porzadku rozwinalem moj "kostur", uderzylem raz drugi , trzeci,.. raz po raz zaglebialem sie coraz glebiej. Ocenilem na ile szczap bedzie trzeba go podziabac bysmi sami je przetoczyli lub za pomoca koni. _________________ #Sesja Przyjaciel czy Wróg? ==>Ingwar Ingersson, krasnolud #Ciężkie jest życie na morzu==>Hektor Lombard, człowiek
<Ingwar jak tylko wóz się zatrzymał wyskoczył na zewnątrz zanim ktokolwiek zdołał zadziałać. Gotowy na jakieś przygody strasznie się rozczarował, że to tylko powalone drzewo blokowało przejazd. Frank i Rhunar siedząc na koźle spoglądali na drogę początkowo trochę nerwowo a potem już spokojniej gdy Ingwar wyszedł przed wóz i zaczął oglądać drzewo. Kurt, Klaus , Tellan , Koko i Morte mogli objechać drzewo ale nieznane i zdradliwe otoczenie trzymało ich blisko wozu. Wszyscy rozglądali się i nasłuchiwali. Wszystko wskazywało na to, że natura spłatała wam figla kładąc drzewo akurat na szlaku. Ingwar przypatrywał się leżącemu pniu. Drzewo jak najbardziej było przegniłe u podstawy i nadjedzone przez jakieś robaki. Nie było ani śladu cięć czy uderzeń. W koło drzewa były jakieś stare, zatarte ślady małych zwierząt ale nic poza tym. Ingwar odwinął ostrze ze szmat , przyłożył się i uderzył z całej siły. Trzask łamanego drewna rozniósł się po okolicy. Pień nie był ogromny jednak na tyle duży aby musiało się nim zająć kilku ludzi. Ingwar uderzył po raz kolejny odłupując mokrą korę i łamiąc pień w kolejnym miejscu. Gdy podniósł topór by uderzyć po raz trzeci z lasu posypały się, zarówno na niego jak i na jeźdźców oraz siedzących na koźle , jakieś grzyby i purchawki wybuchające zarodnikami. Po chwili wszędzie w koło powietrze było przesycone małymi latającymi w powietrzu drobinami, zarodnikami i pyłem , które chętnie kleiły się do waszych ubrań i ciał. Pył dusił was a chmura rozrastała się na cały wóz. Ingwarowi zakręciło się w głowie i padł dokładnie tam gdzie stał. Dokładnie tak samo stało się z Kurtem , Morte i Koko. Pospadali na wilgotną ziemię razem z koniami na których podróżowali. Tellan, Klaus ,Frank i Rhunar dusząc się pyłem zostali oślepieni dobinami które wdzierały się do oczy i wszystkich otworów ciała. Jedynie ci którzy jechali wewnątrz wozu byli jeszcze bezpieczni, zanim zarodniki wedrą się do środka przez uchylone okna i otwory do oddychania. Jednak zamknięci wewnątrz nie mieli pojęcia o tym co dzieje się na zewnątrz. Nikt nie mógł dostrzec atakujących a jedyne co było słychać to dziwne radosne pomruki i nucenie. >
Nucenie _________________ Jestem mieczem i zbrojÄ…. Moja droga tam gdzie krew.
MG tu i tam ^^
#Sesja Przekleństwo Wzgórz Hager Gatz
#Sesja Miasto Darrow
#Sesja Wichry Aderus
Ostatnio zmieniony przez Blackswordsman dnia Pon Sie 04, 2014 17:46, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Słysząc jak ktoś wychodzi w pospiechu z wozu gdy się zatrzymał , i słysząc potem silne uderzenia topora o drzewo nieco się uspokajam wtedy po paru uderzeniach usłyszałem jakby parę osób spadło z konia i następnie słyszę jak by jakieś osoby się krztusiły i nie mogły złapać oddechu trochę mnie to niepokoi przez chwilę myślę że ktoś nas zaatakował lecz gdy dotarły do mnie dziwne a zarazem jakby radosne pomruki i nucenia nie znanych mi istot , przez głowę przemknęła mi myśl że mogą to być duch lasu Fey o których opowiadała mi matka gdy jeszcze byłem pacholęciem były one zarazem kapryśne i mogły przywieść do zguby jak i ocalić wędrowca który je napotkał ponoć służyły Tallowi i Rhay , trochę zdezorientowany dziwnymi głosami pomodliłem się do pana i pani lasu i poprosiłem Morra o opiekę nade mną i podróżnymi.
<Kolejne dni podróży minęły w względnym spokoju. Niektórzy z nas się wyciszyli inni miewali zmiany nastrojów, na szczęście nikt nikomu do gardła nie skakał. Droga, którą obecnie podróżowaliśmy choć widać mało uczęszczana nie była terenem przez który chciałabym podróżować w samotności.
Drobna przeszkoda...Pomyślałam na widok zwalonego drzewa i już chciałam zejść z konia kiedy zza wozu wyłonił się Ingwar i przeszedł do działania.
Musi się chyba na czymś rozładować... Dawno nikogo nie potrzaskał....Uśmiechnęłam się do siebie na tę myśl.
Obserwowałam poczynania krasnoluda nie tracąc przy tym czujności jednak nagle, nie wiadomo skąd i przez kogo obrzuceni zostaliśmy jakimiś grzybami. Pył unoszący się w powietrzu wdzierał się do mojego ciała drażniąc nos, gardło i oczy. Odruchowo zasłoniłam usta płaszczem ale to niewiele pomogło. Dusiłam się kasłając i trząc oczy. Zeskoczyłam z konia i z ledwością upadłam na nogi. Kiedy tylko udało mi się złapać oddech krzyknęłam z całych sił mając nadzieje, że ci w wozie zareagują.
- To ....zasadzka...!!!
<Drugą ręką sięgnęłam po miecz nasłuchując co dzieje się wokół nas> _________________ Przyjaciel czy Wróg : Tellan
Przeznaczenie czy przypadek?: Erin
.........................................................................
"One must feel chaos within, to giÂve birÂth to a burning star"
<Przez drogę starałem się nie robić nic, co by zepsuło naszą przykrywkę, którą ze względu na kapłana musieliśmy ciągle utrzymywać. Skupiałem się na zwiadzie i ochronie naszej kompanii. Dogadywałem się pod tym względem doskonale z Kurtem, który zarządzał swoimi ludźmi. Obaj wiedzieliśmy jakie kroki najlepiej podejmować, by wszystko przebiegało bez problemów. Współpracowaliśmy ze sobą tak, by podróż przebiegła jak najszybciej i bezpiecznie. Dopiero przewrócone drzewo na ścieżce w mało przyjaznym terenie zrodziło poważną przeszkodę.>
<Gdy tylko dalsza droga okazała się niemożliwa, starałem się jeździć na koniu w tą i z powrotem po trakcie, wyszukując wzorkiem możliwości objechania przeszkody. "Nie, no wozem nie da rady. Nawet w konia bym się bał. Zaraz za drogą może być trzęsawisko. No co za cholerne miejsce se to drzewo wybrało do zwalenia się? No jak pech to pech.">
<Nie do końca ufając w przypadek próbowałem jeszcze wypatrzeć jakieś ślady, tropy, cokolwiek, co mogłoby zdradzić, że to nie jest dzieło natury. Wszystko to przerwał Ingwar wyładowując się z wozu i zabierając do rąbania przeszkody. "No jak typowy nowicjusz Shallayi. Jak widzi problem to rozwiązuje go siłowo swoim ukrytym w kosturze toporem." Roześmiałem się pod nosem i rozweseliłem. I chyba wtedy straciłem czujność, bo nie zauważyłem niczego podejrzanego do czasu, gdy zaczęły na nas lecieć grzyby i pył.>
<Na początku tylko próbuję zasłonić prawą ręką twarz, by nie dostać purchawkami w usta, nos, czy oczy. Ale gdy rozbijają się one na mym ciele i w pobliżu, a następnie obszar wokół mnie zaczyna obejmować chmura pyłu i zarodników, sam zaczynam kaszleć i przecierać łzawiące oczy oraz cieknący nos.>
- Co jest kurwa?
<Staram się wykorzystać płaszcz, by osłonić drogi oddechowe przed wnikaniem tam tego świństwa, które gęstnieje w powietrzu. Wydaje mi się nawet, że zaczyna mi w zalepianych uszach świszczeć dziwnie, ale po chwili zdaję sobie sprawę, że to jakieś głosy w lesie nucą. Staram się spojrzeć po innych i widzę, że niektórzy z nich mdleją, spadają na ziemię wraz z końmi. Krztuszę się i już chrypię, ale wiem już, że to zasadzka, z której trza się wydostać. Wiem, że muszę działać szybko, bo skończę jak najemnicy.>
- Ekhhh, ekhhh. W tył! Z chmury! Ekhhh. Tu się podusimy! - <Zasłonięte usta i nos powodują, że mój głos jest przytłumiony.>
<Sam staram się odkręcić konia i ruszyć w kierunku, z którego przyjechaliśmy, by wydostać się z zagrożonego terenu. Odjechać spory kawałek, by tam odzyskać siły i zobaczyć, co będę mógł zrobić, by pomóc reszcie. "Wozu tu nie mają szans odwrócić. Mam nadzieję, że ruszą na nogach. Byle dalej stamtąd."> _________________ Przyjaciel czy wróg?- Klaus Jurgiel
Gdy słyszę głosy i urywane okrzyki nawołujące do ucieczki i słysząc o zasadzce staram się z innymi opuścić wóz i także chwytam mocniej w swoje ręce kij.
kiedy usłyszałem głos prawdopodobnie Klausa mówiący o chmurze i o możliwości uduszenia pomyślałem że coś może być zawarte w powietrzu i być śmiertelne niebezpieczne.
staram się też za słowami Klausa ,uciec do tyłu opuszczając wóz i kierując się do tyłu kierują się głosami innych i tak by nie wejść w bagno , a swoim rękawem szaty staram się zakryć nos i usta.
wybiegając mówię do siebie
Że też nie mylę się, gdy myślę o czymś złym.
Zachowanie niektórych jednostek z naszej drużyny wskazuje na to, iż przy pierwszym kontakcie z szeroko pojętą cywilizacją, dojdzie do rozlewu krwi. I to całkiem słusznego zważywszy na stan psychiczno-fizyczny mych jakże szanownych konfratów. No ale czegoż to się nie robi dla dobra społeczeństwa?
Swoje nieme dywagacje zakończyłem wraz z nadlatującymi grzybami, porostami czy innymi wrogimi nam elementów natury. Odwrotnie od moich towarzyszy nie otwieram ust, by coś powiedzieć. Wręcz przeciwnie. Zamykam usta, oddech ograniczam do minimum i przymrużam oczy. Po zeskoczeniu z tak zwanej kozy, opuszczam głowę nisko i szukam w pobliżu cienia. Gdybym znalazł go choć skrawek zbliżam się w jego stronę. _________________ #Sesja Przyjaciel czy wróg? - Frank albo Fred
- No w koÅ„cu musiaÅ‚a siÄ™ jakaÅ› kÅ‚oda pod koÅ‚a trafić. – zagadaÅ‚em do Koko
<Pomyślałem uśmiechając się do siebie z udanego dowcipu. Nie zdążyłem nawet sięgnąć do juków po toporek gdy z wozu wyskoczył Igwar i wziął się za rąbanie>
„Niech trochÄ™ siÄ™ wyszumi bÄ™dzie spokojniejszy”
<Z kpiącym uśmiechem przyglądałem się jak Igwar zabiera się do roboty. Nagle z lasu na nasze głowy posypały się jakieś śmieci. W pierwszej chwili nie zorientowałem się że to atak. Okolica paskudna i w powietrzu wydawało się że ciągle coś latało ale chmura zarodników i ich duszący zapach szybko rozwiały wątpliwości. Sięgnąłem po miecz i szarpnięciem zmusiłem konia by zawrócił i podjechał bliżej wozu>
- Zasadzk… khk… kha…
<Nie zdążyłem dokończyć bo na zbroi rozprysła mi się kolejna chmura gryzącego pyłu. Puściłem rękojeść na wpół wysuniętego miecza i zakryłem usta ale zarodniki już były w moich płucach. Chciałem coś jeszcze krzyczeć ale z każdym haustem powietrza pole widzenia mi się zmniejszało aż w końcu wydawało mi się że patrzę na świat przez dziurkę od klucza. Ostatnie co pamiętam jak horyzont zaczął mi się odwracać, potem chyba spadałem ale uderzenia o ziemię już nie pamiętam.> _________________ Przyjaciel czy wróg? --> Kurt, człowiek
Przeznaczenie czy Przypadek --> Rudolf "Rudi" von Karien
<Przez całą podróż siedziałam spokojnie obok Beltheriona. Opierałam głowę o jego ramię pogrążając się zamiennie w rozmyśleniach, śnie lub cichej rozmowie z nim. To czego dowiedziałam się w jaskiniach z jednej strony rozjaśniło mi pewne kwestie, lecz z drugiej stanowiło kolejną zagadkę. Monotonna podróż sprawiła, że przestałam liczyć dni. Akurat błądziłam gdzieś między snem, a rzeczywistością, gdy wóz się zatrzymał. Ingwar wypadł jak rażony. Zamknęłam oczy słuchając spokojnie co się tam na zewnątrz wyprawia. Odgłos rąbanego drewna sprawił, że uśmiechnęłam się pod nosem. "..no tak.. w końcu ma topór..." Jednak głosy, które zaczęły dobiegać ledwo kilka chwil później zaniepokoiły mnie. Otworzyłam momentalnie oczy i wstałam. ".podusimy? co też tam się dzieje...? jaka chmura?" Przezornie zasłoniłam usta i nos rękawem szaty, przyciskając ją dłonią do szaty.>
-Zasłońcie usta i nosy... skoro tam jest jakaś chmura, która dusi.
<Zamknęłam drzwi wozu oraz okienka by to coś na razie nie dostało się do środka. Skupiłam się by wyczuć przepływającą w okolicy magię oraz jej strumienie. Przykucnęłam w wozie.>
-Magnusie... czujesz coś? Musimy szybko coś wymyślić... nie możemy ich zostawić na pastwę losu. _________________ Poeta to ktoś, kto pragnie w jasny dzień pokazać światło księżyca
Podróż dłużyła się niemiłosiernie a bagna były paskudnym miejscem. Zawsze kiedy Magnus podróżował przez coś takiego brała go straszna chandra.
Jednak kiedy tylko ludzie zaczęli się dusić, kiedy wybuchła panika, Tęczowy Hierofanta znów był w żywiole. Zawiązał hustę wokół twarzy i skropił ją wodą z manierki. Dobrze że miał opaskę na oczach. Odwrócił na moment twarz w stronę elfki, kiedy ta go wywołała, ale nie widać było miny Magnusa.
Ten po prostu ostrożnie wysiadł z wozu i pomachał rękoma. Czuł aury towarzyszy oraz wierzchowców wokół i na ich podstawie zdołał określić położenie swoje i reszty. Wzniósł ręce do góry i zawołał coś w niezrozumiałym języku.
Tęga wichura zebrała się i uderzyła z góry, a następnie zaczęła rozchodzić się na boki, aby rozproszyć chmurę zarodników przepędzając ją na bagnisko, aby ten kto podniósł na podróżnych rękę teraz sam posmakował swoich specjałów. _________________ Przyjaciel czy wróg? - Rhunar Ragnison, Magnus Regenbogen
Lily et Pique - Gundrik Grundisonn
<Nasza podróż była tak nudna i dłużąca się że myślałem że zamiast do miasta portowego okrążamy całe Imperium.. Przed śmiercią z nudów chroniły mnie dwie rzeczy, sen i myśli o tym czy listy dotrą do celu. Byłem również zadowolony z faktu iż obecność kapłana poprawiła nasz sen.. nuda zaczęła mi doskwierać coraz bardziej że postanowiłem policzyć widoczne gwoździe w naszym wozie. Podczas gdy ja liczyłem gwoździe wóz nagle stanął, Ingwar wyskoczył jak oparzony pochodnią a później zaczął w coś walić. Przynajmniej się trochę zabawi... farciarz. Uderzenia zostały zakłócone przez krzyki o zasadzce i duszeniu się.. No to teraz wszyscy się zabawimy... oby nie ze śmiertelnym skutkiem. El krzyknęła aby zasłonić usta, to też uczyniłem jednak ja zamiast szatą nowicjusza zasłoniłem je szatą. Chciałem wyskoczyć z wozu ale czarodziej był szybszy, wyskoczył z wozu uniósł ręce i rozegnał duszące opary. Kiedy powietrze stało się czyste wyszedłem z wozu zrzucając z siebie szatę aby nie ubrudzić jaj podczas ewentualnej walki. Wyciągając pistolet i miecz podszedłem do Magnusa wypatrując niebezpieczeństw. Jeżeli nie dzieje się nic złego to pomagam towarzyszą jeżeli jest taka potrzeba.> _________________ Przyjaciel czy Wróg?-Viktor Sombra Hark
[No tak Pascalu. Oberwałeś tak mocno po głowie, że nie pamiętasz co komu mówiłeś. To tylko zwiastuje kłopoty. Cóż przynajmniej wiem gdzie się udać. Beeckerhoven to cel mojej następnej podróży.]
Gdy tylko wszedłem do pokoju dziewczyn od razu odegnałem swe obecne myśli i skupiłem się na radosnym powitaniu. Przytuliłem dziewczyny ciesząc się na głos, unosząc je delikatnie nad ziemię i okręcając się z nimi. Po tym podszedłem do służki baronowej, delikatnie się skłoniłem i ucałowałem ją w dłoń. Następnie przemówiłem do wszystkich.
- Me serce raduje się widząc was wszystkie. Tylko myśli o was pozwoliły mi wrócić do miasta. O bitwie nie będę opowiadał bo to niesmaczny i wręcz brutalny wątek mej historii. Chętniej wysłucham waszych przygód i jak spędziliście tą część zimy kiedy się nie widywaliśmy.
Podchodzę do karafki z winem i nalewam do pucharów dziewczyną i sobie oczekując odpowiedzi. _________________ "Przyjaciel czy Wróg?" ==>Pascal Wittenberg, człowiek "Przeznaczenie czy Przypadek?" ==>MG (Mały Głód)
Nie mo¿esz pisaæ nowych tematów Nie mo¿esz odpowiadaæ w tematach Nie mo¿esz zmieniaæ swoich postów Nie mo¿esz usuwaæ swoich postów Nie mo¿esz g³osowaæ w ankietach